Agata.
Niedziela, 1:32. Pokój w chicagowskim
Hiltonie.
Otworzyłam oczy i
pokierowałam zamglone spojrzenie na zalany ciemnościami sufit.
Wzdrygnęłam się, patrząc za skąpane czarnościami widoki za
okna. Nie wiem, która mogła być godzina, gdy tak podniosłam
ramiona i w rozkopanej kołdrze zaczęłam oglądać hotelowy pokój.
Przeczesałam dłonią włosy i zerknęłam niepewnie w lewą stronę,
gdzie powinien być stoliczek nocny. Nachyliłam się lekko w lewo i
zaczęłam machać dłonią w poszukiwaniu blaciku i telefonu
leżącego na nim. Tak się nachyliłam, że ciężar ciała okazał
się być kpiarski i zjechałam z łóżka na podłogę.
Przychrzaniłam nosem o zimne panele, a po pokoju rozniósł się
głuchy łomot. Coś w łóżku obok mojego zaczęło się kręcić.
Szeleszcząca kołdra i ziewanie oznaczało, ze moje spektakularne
lądowanie pyskiem na podłodze obudziło Artura. Całkiem
przypadkiem zaczęłam sobie pojękiwać, postękiwać, pohukiwać i
donośnie syczeć. Nogi miałam zahaczone na łóżku, dlatego
przygnieciona policzkiem do drewnianej podłogi, znosiłam katusze w
postaci pulsującego kinola. Kołdra nad moją głową, pod którą
rozpłaszczony leżał Artur, cały czas szeleściła, czyli Artur
cały czas się dobudzał. Albo nie wiem, co robi. Wolę nie
wiedzieć. Do oczu nadeszły mi łzy, gdy dotknęłam kciukiem nasady
nosa, sycząc.
- Aga? –
burknęło przygłuszone coś spod poduszki, takie Artkowe coś.
Nawet nie zdążyłam
zauważyć, gdy po policzkach zaczęły spływać mi łzy wyciśnięte
przez karygodnie bolący nochal. Przez blask księżyca wdzierający
się do naszego pokoju hotelowego zauważyłam, jak Artek wystawia
rozczochrany łeb spod kołdry i łupie na mnie przymrużonymi
oczami. Chlipnęłam, trzymając się obiema rękami za twarz i
delikatnie uciskając paluchem na skórę. Bolało, jak skurczybyk, a
jak się lewy płatek nosa przyciskało, to coś klikało. Jak w
myszce od komputera. Uciszyłam płacz, żeby posłuchać klikania. W
tym czasie Artek kichnął, co zupełnie mnie zdezorientowało.
Zamachał ręką tam, gdzie wcześniej ja, zapewne w poszukiwaniu
lampki nocnej, co by to zapalić i zalać nasz pokój jasnościami.
Ziewnął w międzyczasie, dalej wachlując powietrze swoją wielką,
męską łapą. Ale lampki jak nie było, tak nie ma. I machał
pacan, w powietrzu, licząc, że może lampka się sama zapali. Się
nie zapaliła. Dlatego mój przyjaciel wychylił się z łóżka
bardziej i macha szybciej, w dalszym kierunku, nad moją głową. Ja
zdążyłam zorientować się, że coś mi z nosa cieknie. I nie były
to cale gluty, czy co to tam z nosa ma zwyczaj cieknąć. To kurczę,
była totalnie krew. Jęknęłam boleśnie, znów mi do oczu
napłynęły słone krople. I Artur w tym samym momencie zrobił
popisowe salto. Machnął ręką z nadzieją odnalezienia abażura
drogiej, hotelowej lampy. Coś mu poszło nie tak i zjechał z łóżka,
przygniatając mnie do podłogi. Uderzyłam twarzą o panele, gniotąc
swój nos mocniej.
Ten pacan wgniatał
mnie w tę podłogę centralnie, a ja już kompletnie zaczęłam wyć
i płakać. Zdezorientowany chłopak nachylił się z uchem przy
mojej twarzy i jak idiota nasłuchuje, co ja robię.
- Ty panele
liżesz? – mruknął przy moich uchu. Zaniemogłam. Zawyłam
płaczem, naprężając plecy, dając mu znak, żeby ze mnie zlazł.
Ale Artur nie przejmował się, że „ liżę panele płacząc”
tylko dalej mnie wciskał w podłogę. Wychrypiałam, żeby ze mnie
zszedł, bo nie mogę oddychać, boli mnie nos i mnie zabija.
Mruknął, żebym przestała lizać panele, bo to niezdrowe.
Burknęłam, że zaraz mi zabraknie tlenu w cyckach. Odparł, że
przecież panele nie mają witamin. I to mi wcale na cerę nie
pomoże. Poruszył się lekko, a mój nos rąbnął przerażająco
przeszywającym bólem. Wrzasnęłam, a Artur mi zawtórował i po
chwili leżeliśmy na podłodze między jednym wyrkiem, a drugim,
wrzeszcząc jak napalone fanki One Direction.
- Czułam, jak po
policzkach spływa mi coś ciepłego i domyślałam się, że to coś
jest czerwone. Pewnie darlibyśmy te kopary w dalszym ciągu,
gwałcąc się na tej podłodze jak dwa niewyżyte skunksy, gdyby
drzwi od naszego apartamentu się nie otworzyły. Ale drzwi żyją
własnym życiem, albo generalnie są podatne na przyciskanie
klamek. W związku z czym, całkiem poważnie się otworzyły. A
potem ktoś rąbnął łapą w załącznik światła i po naszej
sypialni przepłynęła fala rażącego światła. Spomiędzy włosów
swoich i włosów Artura, które wchodziły mi w oczy, widziałam
zapalające się lampy. Artur jęknął, a mój nos znów o sobie
przypomniał. Zadarliśmy głowy i wtedy zapragnęłam przesunąć
się znacznie w lewo, tak całkiem w lewo, żeby wjechać pod wyrko.
W naszym apartamencie, całkiem ludzko, stali sobie zaspani
członkowie zespołu One Direction. Począwszy od zaspanego Zayna,
gwałtownie trącego oczy. Stał nieprzytomny w granatowych
bokserkach i próbował wyostrzyć wzrok, żeby ogarnąć, co to za
dwa mopy kopulują na podłodze. W międzyczasie Artur zorientował
się, że z nosa cieknie mi krew, która wsiąknęła mu w bokserki
i zaczął mruczeć pod nosem o wybielaczu. Dalej, obok Zayna stał
zdziwiony Harry, wlepiający w nas zszokowany do szpiku kości
wzrok. W szarym szlafroku, w rozkroku, z opuszczonymi rękami
patrzył, jak Artur odziany w same bokserki przygniata mnie do
podłogi, a ja z nogami na jego biodrze wpatruję się w swoje
dłonie umazane krwią. Potem Artur wrzasnął, że mój nos ma
okres. Liam niespokojnie zerknął w stronę Harrey'go, który
unosił brwi. Spojrzałam na swoje zakrwawione dłonie, zakręciło
mi się w głowie i spuściłam ją na podłogę. Artur konwersował
z samym sobą o zaletach wybielacza z zapachem.
- Co wy…tego? –
mruknął Lou, podchodząc bliżej i obserwując uważnie, jak walę
Artura po twarzy i spycham go z siebie. Nieporadnie zlazł z mojego
ciała, patrząc na mój nos. Zakryłam go palcami, zamykając oczy.
Po chwili zmartwiona obserwowałam, jak wszyscy faceci nachylają się
nade mną i analizują. Artur, trący oczy Zayn, Harry z mopem na
głowie, Liam z odciśniętym suwakiem na policzku, Niall z troską w
niebieskich oczętach, Lou z zagryzionymi wargami.
- Co? – jęknęłam
spod swoich dłoni. Próbowałam się podnieść, ale wszyscy złapali
mnie za wszystkie kończyny, jakie mam i wrzasnęli, że mam leżeć.
Zmarszczyłam czoło i leżałam, a oni dalej stali i patrzyli. Wtedy
ponownie chciałam się podnieść, ale zrobili to samo,
oskarżycielsko wrzeszcząc, żebym nie wstawała. I dalej patrzyli,
jak na eksponat w muzeum.
- Długo mam tak
leżeć?
- Aż się
skrzepnie! – zahuczał Artur, a Niall spojrzał na niego, jak na
bałwana.
- Właściwie,
to co wy wyprawiacie? – Padło pytanie z ust Liama, który usiadł
na moim łóżku po turecku i oparł łokcie o kolana. Spojrzał na
mnie spod kurtyny swoich przydługawych oczu, gdy Harry i Zayn
odsuwali się ode mnie.
- Artur przerzucił
włosy na bok, a potem złapał mnie pod pachami, podciągnął i
ułożył na swoim łóżku. Zawyłam z bólu, a z nosa pociekło mi
więcej krwi. Harry oddelegował się po ręczniki do łazienki.
Leżałam jak ta sierota, patrząc na Artura, który obserwował
bacznie swoje gacie w mojej krwi. Oberwałam po nogach puszystymi,
białymi ręcznikami, którymi cisnął Harry. W jeden wytarłam
swoje dłonie, zostawiając na białym materiale czerwone smugi.
- Czy to był
seks? – poważne pytanie Malika wraz z jego dziecinną twarzą
doprowadziło Liama do śmiechu. Ja w tym czasie pozwalałam ująć
swoją twarz w dłonie Horana, który zaczął uważnie oglądać
mój nos.
Dotknął nasady i
nie mogłam powstrzymać się, żeby nie pisnąć. Materac ugiął
się pod tyłkiem Stylesa, który usiadł obok Horana.
- Ona spać po
nocach nie może. I budzi mnie. – mruknął Artur i przeczesał
włosy do tyłu. Zniknął potem za mahoniowymi drzwiami, zostawiając
mnie sama z bandą tych napalonych mopów. Podczas gdy Horan
dokładnie, z ostrożnością i delikatnością macał mój nos, Liam
ziewał na potęgę, a Malik układał mu się na kolanach w pozycji
embrionalnej, całkowicie nie zainteresowany otaczającym go światem.
Niewiele po tym, jak znalazł dogodną pozycję, po pokoju roznosiło
się jego mlaskanie i ciche chrapanie. Znów zakręciły mi się w
oczach łzy, a potem na palce Horana pociekło więcej krwi. Harry
podał mu ręcznik, a ja zachlipałam.
- Słychać was
było aż u nas w pokoju. Jakieś takie walenie. – Stwierdził
Tomlinson, a potem oparł się o ścianę, układając wygodnie na
podłodze. Ziewnęło mu się mimowolnie, gdy patrzył na moje gołe
stopy.
Sytuacja z moim
sikającym krwią nosem została opanowana. Kilka dostaw ręczników,
które dzielnie dostarczał Harry, wspaniale wsiąknęło moją krew.
Po chwili mogłam w spokoju leżeć między nogami Horana a Stylesa.
Malik zaczynał coraz mocniej chrapać, a Liam ułożył głowę na
jego nogach. Leżeli w tak nienaturalnej pozycji, że na sam widok
bolał mnie kręgosłup. Dopiero teraz zapragnęłam sprawdzić
godzinę. Na zegarku telefonu Artura widniała trzecia nad ranem.
Złapałabym się za głowę z niedowierzaniem, ale po ataku Artka
wszystko mnie bolało. Przysypiałam już, a obraz zamazywał mi się
pięknie, gdy coś trzasnęło. I z łazienki wylazł Artek w innych
bokserkach.
Usiadł obok Lou, pod lawendową ścianą. Oparł o nią głowę i
przymknął oczy. Zapanowała błoga cisza przerywana co chwilę
sapaniem śpiącego Malika. Oczy co chwilę mi się przymykały.
Pocharkiwanie Zayna jednak skutecznie mnie rozbudzało i
prześwitywały mi zamazane obrazy. Widziałam kontur ramion Hazzy,
który w zgięciu przysypiał. Widziałam również Nialla, który
trzymał głowę na mojej poduszce, tuż przy moim biodrze. Artkowy
bezwładny łeb opadł nieoczekiwanie na kościste ramię Tomlinsona.
Malik znów chrapnął, ale nie zwróciłam na to uwagi. Oczy lepiły
mi się coraz bardziej. Wkrótce widziałam tylko ciemność, a przy
uchu słyszałam spokojny oddech Harrego.
Coś wcisnęło mi
się w brzuch. Chciałam to zignorować, ale kompletnie nie umiałam,
bo coś zaczęło na mnie napierać mocniej. Nie otwierając oczu
pociągnęłam dłonią w stronę swojego brzucha, by zorientować
się, co tak pięknie ugniata mi pępek. Palcami wymacałam najpierw
kępę loków, a potem czyjś nos. A potem coś ugryzło mnie w palec
nos i otworzyłam szeroko oczy, wlepiając je w sufit. Zadarłam łeb
do góry i spojrzałam na swój brzuch, gdzie leżał Harry i Horan,
trzymający mój palec w swoich ustach. Otworzyłam oczy, kiedy
zaczął go ssać, a Harry parsknął śmiechem. Za oknem wstawał
nowy dzień, było już bardzo jasno. Ziewnęłam, opadając głową
na materac i czując, jak blondyn wypuszcza mój paluch z warg.
Niewzruszeni chłopcy dalej ugniatali mi brzuch, a Niall ziewnął i
przeciągnął się.
Przetarłam
palcami oczy i przekręciłam twarz, dotykając policzkiem
prześcieradła. Na łóżku, które jeszcze niedawno było moje, w
dalszym ciągu leżeli poplątani Zayn i Liam. Brunet ugniatał
szatyna głową w nogi, głowa opadała mu na materac, eksponował
wszystkie swoje zęby, otwierając szeroko usta. Liamowej twarzy nie
byłam w stanie dostrzec, zgięty w pół opadał na brzuch Malika i
chował policzki w jego koszulce. Artura i Lou poległych pod ścianą
nie widziałam, nie miałam siły przekrzywiać szyi. Ziewnęłam
przeciągle i głośno. Podskoczyłam nieznacznie, gdy po sypialni
rozległ się wrzask Tomlinsona.
- Chłopaki! –
ryknął, a Harry poderwał głowę z mojego brzucha. Zayn
niespokojnie mlasnął, chowając twarz w poduszce. Niall nawet nie
zareagował, bo właśnie zatapiał się w moim spojrzeniu.
Speszona, zadarłam głowę do tyłu, na podnoszącego się
nieporadnie Louisa. – Przecież my koncert dziś mamy! –
dorzucił, a Niall postawił oczy w słup. Podniósł policzek znad
mojego pępka i zlęknionymi oczami powędrował na Harrego,
przeczesującego swoje bujne włosy. Nie zawracałam sobie nimi
głowy. W skupieniu obserwowałam sufit, próbując się dobudzić.
Nawet nie zauważyłam, kiedy ta hołota wyleciała z mojego pokoju
po całej nocy u nas. Lou wyleciał jak z procy, Liam się czołgał,
a Niall z Harrym wynieśli śpiącego Malika. Dalej leżałam
plackiem na łóżku, patrząc ukosem na Artka, który nawet się
nie obudził. Teraz przekrzywiony lekko na lewo, zjeżdżał z każą
chwilą trochę niżej, aż w końcu pacnął na podłogę. I spał
dalej.
Wtorek, 19:34.
Ostatni koncert trasy w USA, Nowy Jork.
Uśmiechnęłam się
szeroko do Artura, który stał przy wielkim, czarnym głośniku i
robił zdjęcie rozczochranemu Harry'emu. Wskoczyłam na jeden z
ogromnych, zimnych, metalowych głośników, zwieszając z niego
nogi. Artek w pląsach oddalił się gdzieś, co jakiś czas atakując
ludzi lampami aparatu. Spuściłam głowę na swoje kolana i machałam
kończynami, jak mała dziewczynka. Siedziałam dokładnie za wielką,
ogromną czerwoną kurtyną. A za tą ścianą materiały
rozpościerał się widok milionów ludzi. Właśnie tam, za tą
czerwoną peleryną wrzeszczały tysiące młodych dziewczyn, tak
strasznie szalejących za całą piątką chłopaków. Zachichotałam,
gdy przed nosem przebiegła mi charakteryzatorka goniąca Louisa.
Chłopak machał głową i wrzeszczał, że nie pozwoli dotknąć
swojej twarzy korektorem na krosty. Charakteryzatorka jęknęła,
poddała się i zawróciła. A wtedy szatyn odetchnął i puścił mi
oczko. Coś na scenie gruchnęło, ale bałam się podejść bliżej
i sprawdzić co. Artur kazał siedzieć mi na tym jednym głośniku,
więc przykleiłam się do niego tyłkiem i obserwuję. Ponieważ
jest to ostatni koncert, przy którym będziemy, ustaliliśmy
wszyscy, że nie będziemy go opisywać. Zarówno ja jak i Artur mamy
po prostu uczestniczyć w tym koncercie i nie robić żadnego
materiału. Zgodziłam się na to bez namysłu. Zerknęłam niepewnie
na tysiące kabli poplątane pod moimi nogami, gdzieś w oddali ktoś
testował mikrofony. Przestraszyłam się, gdy poczułam czyjąś
dloń na ramieniu. Odwróciłam szyję i zauważyłam uśmiechniętego
Zayna. Za jego plecami stał rozpromieniony Niall, a za Niallem
radosny Hazza. Posunęłam się odrobinę, pozwalając, by Zayn
wdrapał się obok mnie. Uśmiechali się do mnie szeroko, ale nic
nie mówili. Tak, jakby chcieli nacieszyć się tą chwilą. Zupełnie
to rozumiałam. Przecież to ostatnie chwile, które spędzamy razem.
Ten ostatni, wielki koncert. A potem do rąk wręczą nam bilety
powrotne do Polski. Ścisnęło mnie za gardło, a smutek owionął
moje serce. Przez chwilę czułam potężną gulę w gardle, ale
ciepły, niebieski wzrok Nialla bardzo mi pomógł. Uśmiechnęłam
się szeroko, przytulając do niego.
- Spotkamy się
kiedyś jeszcze, prawda? – odezwał się Lou, kucając przede mną
i Niallem, na plątaninie czarnych kabli. Podciągnął trochę
beżowe spodnie, żeby nie odsłonić bokserek. Skinęłam
potwierdzająco głową, gdy Horan przyciągał mnie do siebie
bliżej. Zayn zaczął nerwowo poprawiać kołnierz swojej koszuli, a
Harry nagle zauważył, że jego granatowa muszka źle się trzyma.
- Przygotujcie się!
Za piętnaście minut wchodzicie! – Usłyszeliśmy za plecami od
człowieka ze słuchawkami na uszach. Wzdrygnęłam się. Niall
musiał zauważyć w moich oczach lęk i ścisnął moje palce
pocieszająco. Harry odplątał swoją muszkę i z przerażeniem
owionął nią spojrzeniem. Pokiwał głową, wprawiając swoje loki
w ruch. Nie wiedział, jak na nowo przymocować muszkę do kołnierza.
Lou machnął głową pobłażliwie i zaczął mu pomagać. Czułam
perfumy Nialla i ciche nucenie piosenki przez Zayna. Zawsze tak samo.
Zdążyłam się przyzwyczaić do nerwowego tupania butem przez Lou.
Zdążyłam przywyknąć do stresowego nucenia różnych piosenek
przez Malika. Zazwyczaj nucił rytm Moments. Niall notorycznie wbijał
wzrok w to, co przed nim, wyłączając się automatycznie. Harry
nigdy nie był rozkojarzony. Zawsze przed koncertem majstrował przy
swoim ubiorze. I albo nie mógł zapiąć rozporka, albo uwierała go
muszka. Łagodne oczy Liama spotkały się z moimi, gdy dołączył
do nas, narzucając na siebie szarą marynarkę. Jako jedyny był w
miarę opanowany. Widać było w jego oczach obawę przed tym, czy
wszystko pójdzie zgodnie z myslą. Nie panikował jednak. Strzepał
paproszki z ramienia marynarki i mrugnął do mnie oczami,
uśmiechając się lekko.
- Nie możemy
stracić kontaktu. Musimy dużo pisać. I będziemy się spotykać,
prawda? – mówił Lou, zawiązując granatową muchę pod szyją
Hazzy. Sprawdził, czy dobrze się trzyma, po czym zerknął na mnie,
oczekując potwierdzenia.
- Ależ oczywiście!
Nigdy o was nie zapomnę! – zreflektowałam się machinalnie,
posyłając każdemu z osobna swoje szczere spojrzenie. Po twarzy
każdego śmignął cień uśmieszku.
- Wchodzicie za
pięć minut! – wrzasnął organizator, a Niall spojrzał mi
zlękniony w oczy. Poklepałam go pokrzepiająco po kolanie i
zeskoczyłam z głośnika. Nadepnęłam na nieszczęsne kable, ale
nie przejmowałam się tym. W oczach zakręciły mi się łzy
wzruszenia, gdy każdy z chłopaków przylgnął do mnie. Niall
objął mnie w pasie, do moich pleców przylgnął zmartwiony Harry,
a Liam wcisnął się z lewej strony. Zayn natychmiast doczepił się
do mojego biodra, a Lou bez wstydu przylgnął ustami do mojego
policzka. W oddali organizator poinformował mnie, że za dwie minut
wchodzą na scenę. W ostatnich sekundach naszego uścisku pojawił
się Artur, który zaczął robić naszemu zbiorowemu uściskowi
zdjęcie. Wtedy płakałam już wielkimi łzami. Odlepili się ode
mnie w tym samym czasie. Spojrzałam na nich, ledwo cokolwiek widząc
przez napływające słone krople. Ścisnęłam z całych sił
paluchy Nialla i patrzyłam, jak wybiegają zza kurtyny, na scenę.
Chlipałam donośnie, trzymając Artka za palce i stojąc z boku,
wychylając się nieznacznie zza materiałowej, czerwonej peleryny.
Ten koncert zaczęli moją ulubioną piosenką. Z uśmiechem na
twarzy obserwowałam jak poruszają się w skupieniu po scenie,
śpiewając powolne słowa piosenki. „ More than this” brzmiało
dziś wyjątkowo. Zwłaszcza wtedy, gdy czułam zapach sceny,
widziałam tłumy pod nią, czułam ciepłe palce przyjaciela
zaciśnięte na swoich. W świetle reflektorów widziałam pyłki
kurzu pływające w przestrzeni nad sceną. Widziałam, jak Harry
obejmuje Zayna. Obserwowałam w skupieniu Liama machającego do
publiczności. Nie mogłam uspokoić płaczu, gdy odwracający się
do mnie Niall puszczał mi perskie oko, pełne wzruszenia. Zamknęłam
oczy, wtulając się w Artka. I takich ich zapamiętam. Szalonych,
ale wzruszonych w chwilach słabości. Ostatni raz zerknęłam na
całą piątkę rozrabiaków i uśmiechnęłam się do siebie w
duszy.
Epilog.
Od ostatniego wpisu minęło już
blisko pół roku. Ale tamten dzień, nasz pierwszy koncert z One
Direction od kulis był momentem, od którego nic już nie było
takie samo. Wszystko przewróciło się do góry nogami, dosłownie.
Wracam do pisania tutaj tylko ze
względu na to, jak bardzo wizyta w Stanach odcisnęła się na moim
życiu i chcę żebyście poznali tą historię. Poznałem chłopaków
z One Direction. Tak, wciąż utrzymujemy kontakt. Z każdym z nim.
Osobiście najbliżej jestem z Niallem i Harry'm. Dlaczego? Dowiecie
się czytając ten ostatni wpis.
Nasz pierwszy koncert. Niesamowite
przeżycie. Robiłem fotoreportaże z wielu koncertów. Ale nigdy z
takiego, na którym było blisko sześćdziesiąt tysięcy ludzi. Nie
widzę sensu opisywać tego co się tam działo. Możecie wejść na
YouTube i obejrzeć koncerty chłopaków. To co się tam dzieje jest
nie do opisania, zwłaszcza jeśli nie ogląda się tego tylko
bezpośrednio w tym całym zamieszaniu uczestniczy. Tutaj, w tym
ostatnim tekście chciałbym skupić się na Liamie, Niallu, Harrym,
Zaynie i Louisie. Na mnie i na Agacie. Na naszej siódemce.
Po miesiącu trasy wszystkie gazety,
portale, radia i telewizje huczały od plotek o nowym związku. Po
feralnej nocy ze złamanym nosem Agaty, Niall bardzo się do niej
zbliżył. Do tego stopnia że po miesiącu byli razem, zakochani w
sobie do szaleństwa. Tak bardzo, że czasami robiło nam się
wszystkim niedobrze od zatrważającej ilości uczuć i formy ich
okazywania przez tą dwójkę. Mimo wszystko cieszyliśmy się z ich
szczęścia. Przez całą trasę ich związek rozkwitał w każdą
stronę a ja i reszta chłopaków szczerze im kibicowaliśmy. Po
drugim miesiącu już nie ukrywali się przed obiektywami paparazzich
a ja miałem to szczęście że jako pierwszy opublikowałem ich
wspólne zdjęcia. Posypała się za to taka kasa, że szkoda mówić.
Widać jaki jest popyt na szmatławe zdjęcia, szczerze mówiąc.
Potem była porządna sesja w Central Parku w Nowym Jorku, ale to
inna sprawa.
Ogólnie, cała trasa była
niesamowita. Wróciliśmy z niej z Agatą obładowani materiałami,
wywiadami, tysiącami zdjęć, autografami. W końcu coś się
należało redakcji. Cały reportaż z wyjazdu okazał się strzałem
w dziesiątkę, dzięki niemu mogliśmy wreszcie zrezygnować z pracy
w obecnej wtedy redakcji i przebierać w dziesięć razy lepszych
propozycjach.
Skończyło się na tym że Agata
skorzystała z oferty brytyjskiej redakcji i wyjechała do Anglii
pisać dla nich. Była też bliżej Nialla, który mimo ogromnej
ilości wyjazdów zawsze znajdował dla niej czas. To cudowne, kilka
razy poleciałem do Anglii odwiedzić ją i chłopaków, za każdym
razem wyjeżdżałem stamtąd ze łzami w oczach.
Pamiętacie akcję z Harrym, któremu
podobno się podobałem? Cóż... sprawa jest o tyle dziwna, że od
tamtego momentu minęło pół roku a my wciąż jesteśmy razem.
Zbliżył nas do siebie jeden moment, moment który prawie przyczynił
się do rozpadu One Direction. Poniżej kawałek z mojego
dziennika...
12 października.
„...idiotyczny tekst, nie wiem kto
kazał mi to pisać. Siedzę nad tym trzeci tydzień, próbuję
cokolwiek z tym zrobić, a to jest taka szmira, że zaraz oszaleję,
już nigdy nie zgodzę się na korekty artykułów prawnych, przecież
to cholery można dostać! Gdyby nie to że pracuję nad tym w domu,
z ulubionym winem i papierosami obok, szlag by mnie trafił, serio. A
tak przynajmniej mogę przeklinać sobie ile mi się podoba, śpiewać
pod nosem i męczyć się z tekstami kolejnych ustaw i uchwał. Dla
mnie to w sumie to samo. Jedyne co mnie martwi, że mija już trzeci
dzień kiedy nie mam żadnych wiadomości z UK. Ani Agata, ani
chłopaki się nie odezwali, żadnego telefonu, żadnej wiadomości,
żadnego smsa, nawet głupiego wpisu na twitterze. Ale pewnie mają
kupę roboty, tylko ja gniję w tym postkomunistycznym kraju i oddaję
się słusznej sprawie. Muszę coś z tym zrobić, bo zwariuję...”
14 października.
„...Głupie lotnisko. Nienawidzę go.
Nienawidzę ludzi. Nienawidzę samochodów. Nienawidzę ludzi w
samochodach. Może by tak umrzeć?...”
15 października.
„...Harry śpi mi na kolanach. Tak
ładnie pachną mu włosy. Nialla nikt nie widział od wczoraj. Boję
się o niego...”
15 października.
„Zadzwonił Horan, nic mu nie jest.
Harry się obudził i wciąż płacze.”
Już wyjaśniam o co chodzi. Agata,
jadąc do redakcji która znajdowała się w centrum Londynu miała
wypadek samochodowy. Jakaś wielka ciężarówka, przekroczenie
prędkości, huk, jakiś pożar. Nie wiadomo do tej pory co się
stało. Śmigłowiec medyczny. Ja i chłopaki w szpitalu, wielka
tragedia i hektolitry łez. Nigdy nie zapomnę momentu, w którym
dowiedzieliśmy się co i jak. Zayn stał za drzwiami paląc
papierosa. Ja siedziałem na zimnej, kamiennej podłodze obok niego
też paląc. Lou stał nade mną a w środku siedział Liam z Harrym
i pilnowali Nialla, który był straszliwie nerwowy i mało nie pobił
lekarza. Widziałem przez szybę, że wpatruje się w jakiś plakat,
stojąc z plecami opartymi o szarą ścianę londyńskiego szpitala.
Drzwi w końcu korytarza otworzyły się i wyszedł z nich starszy
facet w białym kitlu i jakąś podkładką w ręku.
- Chodź, idziemy, może już się
wybudziła – mruknąłem do Louisa.
Zayn przygasił papierosa i powlókł
się za nami.
Akurat w momencie, kiedy
przechodziliśmy przez automatyczne drzwi, widziałem jak lekarz mówi
coś Niallowi. A reszta odbyła się jak w filmie. Horan osunął się
po ścianie i ukrył twarz w dłoniach. Liam podskoczył do niego i
klęcząc koło Nialla, coś mówił. Harry natomiast spojrzał w
naszą stronę, kiedy lecieliśmy do nich z hałasem godnym czołgu.
Wstał i podszedł do mnie, przytulając mnie tak jak nigdy. Już
wtedy wiedziałem co się stało.
18 października.
„...pogrzeb był piękny. Kameralny.
Ale ta policja....”
Już wyjaśniam. Policja była z tego
względu, że chłopaki uparli się że przyjadą do Polski na
pogrzeb. Ktoś musiał pilnować tego, żeby nikt nie zakłócił
spokoju.
19 października.
„Chłopaki wrócili do Londynu. Niall
wciąż jest w szoku. Pakuję się...”
20 października.
„Harry odebrał mnie z lotniska.
Zamykam rozdział Polska. Teraz tu jest mój nowy dom”
21 października.
„Horan nie chce już śpiewać.
Koniec świata.”
Teraz jest piętnasty stycznia. Usycha
mi choinka.
Zima szaleje za oknem, przykryła już
cały Londyn śniegową kołdrą. Na szczęście Niall zdecydował
się dalej śpiewać. Zespół wciąż istnieje. Ale stałym
elementem każdego koncertu chłopaków jest minuta ciszy. I to
naprawdę działa. Ludzie wiedzą co się stało. Sam zrobiłem z
tego materiał, Niall tylko mi pozwolił o tym pisać, zastrzegając
mi do tego wyłączne prawo. Inne gazety i media bazując na moim
artykule, automatycznie serwowały sobie pozew sądowy. Tylko jedna,
mała młodzieżowa gazetka zdecydowała się złamać prawo
wyłączności. Skończyło się tym że prawnik zamknął to
wydawnictwo, więc na dobre im to nie wyszło.
Przytłaczająca cisza panująca przez
minutę na koncercie zawsze wywołuje u mnie łzy. A prawie każdy
koncert oglądam zza kulis. Takie są plusy bycia chłopakiem
Harry'ego Styles'a.
Teraz, kiedy piszę te słowa wciąż
pamiętam głos Agaty, jej śmiech, wszędzie mam nasze wspólne
zdjęcia. Plus kilkadziesiąt tych, które powstały w czasie trasy
po Stanach.
Zespół wciąż bije rekordy
popularności. Chłopaki nadal są sobą. A ja? Ja jestem szczęśliwy,
ale rana która została w moim sercu po śmierci Agaty nigdy się
nie zabliźni, i wątpię w to czy nawet Harry kiedykolwiek ją
załata. Piszę dla Times'a, dobrze zarabiam, mam piękne mieszkanie
i dobry samochód. I czarną labradorkę, nazywa się Aisha. Ale w
momentach kiedy traci się najbliższą osobę, te rzeczy nie są nic
warte. Dlatego tak bardzo boję się każdego wyjazdu chłopaków.
Nie zawsze mogę tam być i nie zawsze mogę ich pilnować. Boję się
tylko, że kiedyś coś się może zmienić...
Idę przejść się z psem na spacer.
Aisha już czeka. Mam nadzieję że ta historia, którą spisałem,
dostarczyła wam tego czego oczekujecie po dziennikarzach –
rozrywki. Ale mam też nadzieję, że jej zakończenie skłoni was do
refleksji.
Całą tą opowieść dedykuję Agacie.
Kochanie, nie zapomnę. A Nialla pilnuję, bądź spokojna.
- Aisha, idziemy na spacer, chodź.
Koniec.
Ojej, skończyłam właśnie.
OdpowiedzUsuńWiele zwrotów akcji i niespodziewanych sytuacji - nie wiedziałam że pod tym względem czytając opowiadanie będę zdziwiona. Czekam na następne!
xoxo.
Nie wiem czemu pierwsze 4 rozdziały to wow masakra zaczytana byłam i co chwile sprawdzalam czy dodaliście coś nowego ale niestety 5 rozdzial mnie rozczarował.. słownictwo się nie sklejało.. na poczatku cała historia toczyła sie wokół nosa... mam nadzieje ze dalsze beda takie jak pierwsze 4 :D Powodzenia! <3
OdpowiedzUsuń