środa, 14 marca 2012

Trasa od zaplecza - rozdział 5 + epilog.


Agata.
Niedziela, 1:32. Pokój w chicagowskim Hiltonie.

Otworzyłam oczy i pokierowałam zamglone spojrzenie na zalany ciemnościami sufit. Wzdrygnęłam się, patrząc za skąpane czarnościami widoki za okna. Nie wiem, która mogła być godzina, gdy tak podniosłam ramiona i w rozkopanej kołdrze zaczęłam oglądać hotelowy pokój. Przeczesałam dłonią włosy i zerknęłam niepewnie w lewą stronę, gdzie powinien być stoliczek nocny. Nachyliłam się lekko w lewo i zaczęłam machać dłonią w poszukiwaniu blaciku i telefonu leżącego na nim. Tak się nachyliłam, że ciężar ciała okazał się być kpiarski i zjechałam z łóżka na podłogę. Przychrzaniłam nosem o zimne panele, a po pokoju rozniósł się głuchy łomot. Coś w łóżku obok mojego zaczęło się kręcić. Szeleszcząca kołdra i ziewanie oznaczało, ze moje spektakularne lądowanie pyskiem na podłodze obudziło Artura. Całkiem przypadkiem zaczęłam sobie pojękiwać, postękiwać, pohukiwać i donośnie syczeć. Nogi miałam zahaczone na łóżku, dlatego przygnieciona policzkiem do drewnianej podłogi, znosiłam katusze w postaci pulsującego kinola. Kołdra nad moją głową, pod którą rozpłaszczony leżał Artur, cały czas szeleściła, czyli Artur cały czas się dobudzał. Albo nie wiem, co robi. Wolę nie wiedzieć. Do oczu nadeszły mi łzy, gdy dotknęłam kciukiem nasady nosa, sycząc.
- Aga? – burknęło przygłuszone coś spod poduszki, takie Artkowe coś.
Nawet nie zdążyłam zauważyć, gdy po policzkach zaczęły spływać mi łzy wyciśnięte przez karygodnie bolący nochal. Przez blask księżyca wdzierający się do naszego pokoju hotelowego zauważyłam, jak Artek wystawia rozczochrany łeb spod kołdry i łupie na mnie przymrużonymi oczami. Chlipnęłam, trzymając się obiema rękami za twarz i delikatnie uciskając paluchem na skórę. Bolało, jak skurczybyk, a jak się lewy płatek nosa przyciskało, to coś klikało. Jak w myszce od komputera. Uciszyłam płacz, żeby posłuchać klikania. W tym czasie Artek kichnął, co zupełnie mnie zdezorientowało. Zamachał ręką tam, gdzie wcześniej ja, zapewne w poszukiwaniu lampki nocnej, co by to zapalić i zalać nasz pokój jasnościami. Ziewnął w międzyczasie, dalej wachlując powietrze swoją wielką, męską łapą. Ale lampki jak nie było, tak nie ma. I machał pacan, w powietrzu, licząc, że może lampka się sama zapali. Się nie zapaliła. Dlatego mój przyjaciel wychylił się z łóżka bardziej i macha szybciej, w dalszym kierunku, nad moją głową. Ja zdążyłam zorientować się, że coś mi z nosa cieknie. I nie były to cale gluty, czy co to tam z nosa ma zwyczaj cieknąć. To kurczę, była totalnie krew. Jęknęłam boleśnie, znów mi do oczu napłynęły słone krople. I Artur w tym samym momencie zrobił popisowe salto. Machnął ręką z nadzieją odnalezienia abażura drogiej, hotelowej lampy. Coś mu poszło nie tak i zjechał z łóżka, przygniatając mnie do podłogi. Uderzyłam twarzą o panele, gniotąc swój nos mocniej.
Ten pacan wgniatał mnie w tę podłogę centralnie, a ja już kompletnie zaczęłam wyć i płakać. Zdezorientowany chłopak nachylił się z uchem przy mojej twarzy i jak idiota nasłuchuje, co ja robię.
- Ty panele liżesz? – mruknął przy moich uchu. Zaniemogłam. Zawyłam płaczem, naprężając plecy, dając mu znak, żeby ze mnie zlazł. Ale Artur nie przejmował się, że „ liżę panele płacząc” tylko dalej mnie wciskał w podłogę. Wychrypiałam, żeby ze mnie zszedł, bo nie mogę oddychać, boli mnie nos i mnie zabija. Mruknął, żebym przestała lizać panele, bo to niezdrowe. Burknęłam, że zaraz mi zabraknie tlenu w cyckach. Odparł, że przecież panele nie mają witamin. I to mi wcale na cerę nie pomoże. Poruszył się lekko, a mój nos rąbnął przerażająco przeszywającym bólem. Wrzasnęłam, a Artur mi zawtórował i po chwili leżeliśmy na podłodze między jednym wyrkiem, a drugim, wrzeszcząc jak napalone fanki One Direction.
- Czułam, jak po policzkach spływa mi coś ciepłego i domyślałam się, że to coś jest czerwone. Pewnie darlibyśmy te kopary w dalszym ciągu, gwałcąc się na tej podłodze jak dwa niewyżyte skunksy, gdyby drzwi od naszego apartamentu się nie otworzyły. Ale drzwi żyją własnym życiem, albo generalnie są podatne na przyciskanie klamek. W związku z czym, całkiem poważnie się otworzyły. A potem ktoś rąbnął łapą w załącznik światła i po naszej sypialni przepłynęła fala rażącego światła. Spomiędzy włosów swoich i włosów Artura, które wchodziły mi w oczy, widziałam zapalające się lampy. Artur jęknął, a mój nos znów o sobie przypomniał. Zadarliśmy głowy i wtedy zapragnęłam przesunąć się znacznie w lewo, tak całkiem w lewo, żeby wjechać pod wyrko. W naszym apartamencie, całkiem ludzko, stali sobie zaspani członkowie zespołu One Direction. Począwszy od zaspanego Zayna, gwałtownie trącego oczy. Stał nieprzytomny w granatowych bokserkach i próbował wyostrzyć wzrok, żeby ogarnąć, co to za dwa mopy kopulują na podłodze. W międzyczasie Artur zorientował się, że z nosa cieknie mi krew, która wsiąknęła mu w bokserki i zaczął mruczeć pod nosem o wybielaczu. Dalej, obok Zayna stał zdziwiony Harry, wlepiający w nas zszokowany do szpiku kości wzrok. W szarym szlafroku, w rozkroku, z opuszczonymi rękami patrzył, jak Artur odziany w same bokserki przygniata mnie do podłogi, a ja z nogami na jego biodrze wpatruję się w swoje dłonie umazane krwią. Potem Artur wrzasnął, że mój nos ma okres. Liam niespokojnie zerknął w stronę Harrey'go, który unosił brwi. Spojrzałam na swoje zakrwawione dłonie, zakręciło mi się w głowie i spuściłam ją na podłogę. Artur konwersował z samym sobą o zaletach wybielacza z zapachem.
- Co wy…tego? – mruknął Lou, podchodząc bliżej i obserwując uważnie, jak walę Artura po twarzy i spycham go z siebie. Nieporadnie zlazł z mojego ciała, patrząc na mój nos. Zakryłam go palcami, zamykając oczy. Po chwili zmartwiona obserwowałam, jak wszyscy faceci nachylają się nade mną i analizują. Artur, trący oczy Zayn, Harry z mopem na głowie, Liam z odciśniętym suwakiem na policzku, Niall z troską w niebieskich oczętach, Lou z zagryzionymi wargami.
- Co? – jęknęłam spod swoich dłoni. Próbowałam się podnieść, ale wszyscy złapali mnie za wszystkie kończyny, jakie mam i wrzasnęli, że mam leżeć. Zmarszczyłam czoło i leżałam, a oni dalej stali i patrzyli. Wtedy ponownie chciałam się podnieść, ale zrobili to samo, oskarżycielsko wrzeszcząc, żebym nie wstawała. I dalej patrzyli, jak na eksponat w muzeum.
- Długo mam tak leżeć?
- Aż się skrzepnie! – zahuczał Artur, a Niall spojrzał na niego, jak na bałwana.
- Właściwie, to co wy wyprawiacie? – Padło pytanie z ust Liama, który usiadł na moim łóżku po turecku i oparł łokcie o kolana. Spojrzał na mnie spod kurtyny swoich przydługawych oczu, gdy Harry i Zayn odsuwali się ode mnie.
- Artur przerzucił włosy na bok, a potem złapał mnie pod pachami, podciągnął i ułożył na swoim łóżku. Zawyłam z bólu, a z nosa pociekło mi więcej krwi. Harry oddelegował się po ręczniki do łazienki. Leżałam jak ta sierota, patrząc na Artura, który obserwował bacznie swoje gacie w mojej krwi. Oberwałam po nogach puszystymi, białymi ręcznikami, którymi cisnął Harry. W jeden wytarłam swoje dłonie, zostawiając na białym materiale czerwone smugi.
- Czy to był seks? – poważne pytanie Malika wraz z jego dziecinną twarzą doprowadziło Liama do śmiechu. Ja w tym czasie pozwalałam ująć swoją twarz w dłonie Horana, który zaczął uważnie oglądać mój nos.
Dotknął nasady i nie mogłam powstrzymać się, żeby nie pisnąć. Materac ugiął się pod tyłkiem Stylesa, który usiadł obok Horana.
- Ona spać po nocach nie może. I budzi mnie. – mruknął Artur i przeczesał włosy do tyłu. Zniknął potem za mahoniowymi drzwiami, zostawiając mnie sama z bandą tych napalonych mopów. Podczas gdy Horan dokładnie, z ostrożnością i delikatnością macał mój nos, Liam ziewał na potęgę, a Malik układał mu się na kolanach w pozycji embrionalnej, całkowicie nie zainteresowany otaczającym go światem. Niewiele po tym, jak znalazł dogodną pozycję, po pokoju roznosiło się jego mlaskanie i ciche chrapanie. Znów zakręciły mi się w oczach łzy, a potem na palce Horana pociekło więcej krwi. Harry podał mu ręcznik, a ja zachlipałam.
- Słychać was było aż u nas w pokoju. Jakieś takie walenie. – Stwierdził Tomlinson, a potem oparł się o ścianę, układając wygodnie na podłodze. Ziewnęło mu się mimowolnie, gdy patrzył na moje gołe stopy.
Sytuacja z moim sikającym krwią nosem została opanowana. Kilka dostaw ręczników, które dzielnie dostarczał Harry, wspaniale wsiąknęło moją krew. Po chwili mogłam w spokoju leżeć między nogami Horana a Stylesa. Malik zaczynał coraz mocniej chrapać, a Liam ułożył głowę na jego nogach. Leżeli w tak nienaturalnej pozycji, że na sam widok bolał mnie kręgosłup. Dopiero teraz zapragnęłam sprawdzić godzinę. Na zegarku telefonu Artura widniała trzecia nad ranem. Złapałabym się za głowę z niedowierzaniem, ale po ataku Artka wszystko mnie bolało. Przysypiałam już, a obraz zamazywał mi się pięknie, gdy coś trzasnęło. I z łazienki wylazł Artek w innych bokserkach.
Usiadł obok Lou, pod lawendową ścianą. Oparł o nią głowę i przymknął oczy. Zapanowała błoga cisza przerywana co chwilę sapaniem śpiącego Malika. Oczy co chwilę mi się przymykały. Pocharkiwanie Zayna jednak skutecznie mnie rozbudzało i prześwitywały mi zamazane obrazy. Widziałam kontur ramion Hazzy, który w zgięciu przysypiał. Widziałam również Nialla, który trzymał głowę na mojej poduszce, tuż przy moim biodrze. Artkowy bezwładny łeb opadł nieoczekiwanie na kościste ramię Tomlinsona. Malik znów chrapnął, ale nie zwróciłam na to uwagi. Oczy lepiły mi się coraz bardziej. Wkrótce widziałam tylko ciemność, a przy uchu słyszałam spokojny oddech Harrego.
Coś wcisnęło mi się w brzuch. Chciałam to zignorować, ale kompletnie nie umiałam, bo coś zaczęło na mnie napierać mocniej. Nie otwierając oczu pociągnęłam dłonią w stronę swojego brzucha, by zorientować się, co tak pięknie ugniata mi pępek. Palcami wymacałam najpierw kępę loków, a potem czyjś nos. A potem coś ugryzło mnie w palec nos i otworzyłam szeroko oczy, wlepiając je w sufit. Zadarłam łeb do góry i spojrzałam na swój brzuch, gdzie leżał Harry i Horan, trzymający mój palec w swoich ustach. Otworzyłam oczy, kiedy zaczął go ssać, a Harry parsknął śmiechem. Za oknem wstawał nowy dzień, było już bardzo jasno. Ziewnęłam, opadając głową na materac i czując, jak blondyn wypuszcza mój paluch z warg. Niewzruszeni chłopcy dalej ugniatali mi brzuch, a Niall ziewnął i przeciągnął się.
Przetarłam palcami oczy i przekręciłam twarz, dotykając policzkiem prześcieradła. Na łóżku, które jeszcze niedawno było moje, w dalszym ciągu leżeli poplątani Zayn i Liam. Brunet ugniatał szatyna głową w nogi, głowa opadała mu na materac, eksponował wszystkie swoje zęby, otwierając szeroko usta. Liamowej twarzy nie byłam w stanie dostrzec, zgięty w pół opadał na brzuch Malika i chował policzki w jego koszulce. Artura i Lou poległych pod ścianą nie widziałam, nie miałam siły przekrzywiać szyi. Ziewnęłam przeciągle i głośno. Podskoczyłam nieznacznie, gdy po sypialni rozległ się wrzask Tomlinsona.
- Chłopaki! – ryknął, a Harry poderwał głowę z mojego brzucha. Zayn niespokojnie mlasnął, chowając twarz w poduszce. Niall nawet nie zareagował, bo właśnie zatapiał się w moim spojrzeniu. Speszona, zadarłam głowę do tyłu, na podnoszącego się nieporadnie Louisa. – Przecież my koncert dziś mamy! – dorzucił, a Niall postawił oczy w słup. Podniósł policzek znad mojego pępka i zlęknionymi oczami powędrował na Harrego, przeczesującego swoje bujne włosy. Nie zawracałam sobie nimi głowy. W skupieniu obserwowałam sufit, próbując się dobudzić. Nawet nie zauważyłam, kiedy ta hołota wyleciała z mojego pokoju po całej nocy u nas. Lou wyleciał jak z procy, Liam się czołgał, a Niall z Harrym wynieśli śpiącego Malika. Dalej leżałam plackiem na łóżku, patrząc ukosem na Artka, który nawet się nie obudził. Teraz przekrzywiony lekko na lewo, zjeżdżał z każą chwilą trochę niżej, aż w końcu pacnął na podłogę. I spał dalej.






Wtorek, 19:34. Ostatni koncert trasy w USA, Nowy Jork.

Uśmiechnęłam się szeroko do Artura, który stał przy wielkim, czarnym głośniku i robił zdjęcie rozczochranemu Harry'emu. Wskoczyłam na jeden z ogromnych, zimnych, metalowych głośników, zwieszając z niego nogi. Artek w pląsach oddalił się gdzieś, co jakiś czas atakując ludzi lampami aparatu. Spuściłam głowę na swoje kolana i machałam kończynami, jak mała dziewczynka. Siedziałam dokładnie za wielką, ogromną czerwoną kurtyną. A za tą ścianą materiały rozpościerał się widok milionów ludzi. Właśnie tam, za tą czerwoną peleryną wrzeszczały tysiące młodych dziewczyn, tak strasznie szalejących za całą piątką chłopaków. Zachichotałam, gdy przed nosem przebiegła mi charakteryzatorka goniąca Louisa. Chłopak machał głową i wrzeszczał, że nie pozwoli dotknąć swojej twarzy korektorem na krosty. Charakteryzatorka jęknęła, poddała się i zawróciła. A wtedy szatyn odetchnął i puścił mi oczko. Coś na scenie gruchnęło, ale bałam się podejść bliżej i sprawdzić co. Artur kazał siedzieć mi na tym jednym głośniku, więc przykleiłam się do niego tyłkiem i obserwuję. Ponieważ jest to ostatni koncert, przy którym będziemy, ustaliliśmy wszyscy, że nie będziemy go opisywać. Zarówno ja jak i Artur mamy po prostu uczestniczyć w tym koncercie i nie robić żadnego materiału. Zgodziłam się na to bez namysłu. Zerknęłam niepewnie na tysiące kabli poplątane pod moimi nogami, gdzieś w oddali ktoś testował mikrofony. Przestraszyłam się, gdy poczułam czyjąś dloń na ramieniu. Odwróciłam szyję i zauważyłam uśmiechniętego Zayna. Za jego plecami stał rozpromieniony Niall, a za Niallem radosny Hazza. Posunęłam się odrobinę, pozwalając, by Zayn wdrapał się obok mnie. Uśmiechali się do mnie szeroko, ale nic nie mówili. Tak, jakby chcieli nacieszyć się tą chwilą. Zupełnie to rozumiałam. Przecież to ostatnie chwile, które spędzamy razem. Ten ostatni, wielki koncert. A potem do rąk wręczą nam bilety powrotne do Polski. Ścisnęło mnie za gardło, a smutek owionął moje serce. Przez chwilę czułam potężną gulę w gardle, ale ciepły, niebieski wzrok Nialla bardzo mi pomógł. Uśmiechnęłam się szeroko, przytulając do niego.
- Spotkamy się kiedyś jeszcze, prawda? – odezwał się Lou, kucając przede mną i Niallem, na plątaninie czarnych kabli. Podciągnął trochę beżowe spodnie, żeby nie odsłonić bokserek. Skinęłam potwierdzająco głową, gdy Horan przyciągał mnie do siebie bliżej. Zayn zaczął nerwowo poprawiać kołnierz swojej koszuli, a Harry nagle zauważył, że jego granatowa muszka źle się trzyma.
- Przygotujcie się! Za piętnaście minut wchodzicie! – Usłyszeliśmy za plecami od człowieka ze słuchawkami na uszach. Wzdrygnęłam się. Niall musiał zauważyć w moich oczach lęk i ścisnął moje palce pocieszająco. Harry odplątał swoją muszkę i z przerażeniem owionął nią spojrzeniem. Pokiwał głową, wprawiając swoje loki w ruch. Nie wiedział, jak na nowo przymocować muszkę do kołnierza. Lou machnął głową pobłażliwie i zaczął mu pomagać. Czułam perfumy Nialla i ciche nucenie piosenki przez Zayna. Zawsze tak samo. Zdążyłam się przyzwyczaić do nerwowego tupania butem przez Lou. Zdążyłam przywyknąć do stresowego nucenia różnych piosenek przez Malika. Zazwyczaj nucił rytm Moments. Niall notorycznie wbijał wzrok w to, co przed nim, wyłączając się automatycznie. Harry nigdy nie był rozkojarzony. Zawsze przed koncertem majstrował przy swoim ubiorze. I albo nie mógł zapiąć rozporka, albo uwierała go muszka. Łagodne oczy Liama spotkały się z moimi, gdy dołączył do nas, narzucając na siebie szarą marynarkę. Jako jedyny był w miarę opanowany. Widać było w jego oczach obawę przed tym, czy wszystko pójdzie zgodnie z myslą. Nie panikował jednak. Strzepał paproszki z ramienia marynarki i mrugnął do mnie oczami, uśmiechając się lekko.
- Nie możemy stracić kontaktu. Musimy dużo pisać. I będziemy się spotykać, prawda? – mówił Lou, zawiązując granatową muchę pod szyją Hazzy. Sprawdził, czy dobrze się trzyma, po czym zerknął na mnie, oczekując potwierdzenia.
- Ależ oczywiście! Nigdy o was nie zapomnę! – zreflektowałam się machinalnie, posyłając każdemu z osobna swoje szczere spojrzenie. Po twarzy każdego śmignął cień uśmieszku.
- Wchodzicie za pięć minut! – wrzasnął organizator, a Niall spojrzał mi zlękniony w oczy. Poklepałam go pokrzepiająco po kolanie i zeskoczyłam z głośnika. Nadepnęłam na nieszczęsne kable, ale nie przejmowałam się tym. W oczach zakręciły mi się łzy wzruszenia, gdy każdy z chłopaków przylgnął do mnie. Niall objął mnie w pasie, do moich pleców przylgnął zmartwiony Harry, a Liam wcisnął się z lewej strony. Zayn natychmiast doczepił się do mojego biodra, a Lou bez wstydu przylgnął ustami do mojego policzka. W oddali organizator poinformował mnie, że za dwie minut wchodzą na scenę. W ostatnich sekundach naszego uścisku pojawił się Artur, który zaczął robić naszemu zbiorowemu uściskowi zdjęcie. Wtedy płakałam już wielkimi łzami. Odlepili się ode mnie w tym samym czasie. Spojrzałam na nich, ledwo cokolwiek widząc przez napływające słone krople. Ścisnęłam z całych sił paluchy Nialla i patrzyłam, jak wybiegają zza kurtyny, na scenę. Chlipałam donośnie, trzymając Artka za palce i stojąc z boku, wychylając się nieznacznie zza materiałowej, czerwonej peleryny. Ten koncert zaczęli moją ulubioną piosenką. Z uśmiechem na twarzy obserwowałam jak poruszają się w skupieniu po scenie, śpiewając powolne słowa piosenki. „ More than this” brzmiało dziś wyjątkowo. Zwłaszcza wtedy, gdy czułam zapach sceny, widziałam tłumy pod nią, czułam ciepłe palce przyjaciela zaciśnięte na swoich. W świetle reflektorów widziałam pyłki kurzu pływające w przestrzeni nad sceną. Widziałam, jak Harry obejmuje Zayna. Obserwowałam w skupieniu Liama machającego do publiczności. Nie mogłam uspokoić płaczu, gdy odwracający się do mnie Niall puszczał mi perskie oko, pełne wzruszenia. Zamknęłam oczy, wtulając się w Artka. I takich ich zapamiętam. Szalonych, ale wzruszonych w chwilach słabości. Ostatni raz zerknęłam na całą piątkę rozrabiaków i uśmiechnęłam się do siebie w duszy.











Epilog.


Od ostatniego wpisu minęło już blisko pół roku. Ale tamten dzień, nasz pierwszy koncert z One Direction od kulis był momentem, od którego nic już nie było takie samo. Wszystko przewróciło się do góry nogami, dosłownie.


Wracam do pisania tutaj tylko ze względu na to, jak bardzo wizyta w Stanach odcisnęła się na moim życiu i chcę żebyście poznali tą historię. Poznałem chłopaków z One Direction. Tak, wciąż utrzymujemy kontakt. Z każdym z nim. Osobiście najbliżej jestem z Niallem i Harry'm. Dlaczego? Dowiecie się czytając ten ostatni wpis.

Nasz pierwszy koncert. Niesamowite przeżycie. Robiłem fotoreportaże z wielu koncertów. Ale nigdy z takiego, na którym było blisko sześćdziesiąt tysięcy ludzi. Nie widzę sensu opisywać tego co się tam działo. Możecie wejść na YouTube i obejrzeć koncerty chłopaków. To co się tam dzieje jest nie do opisania, zwłaszcza jeśli nie ogląda się tego tylko bezpośrednio w tym całym zamieszaniu uczestniczy. Tutaj, w tym ostatnim tekście chciałbym skupić się na Liamie, Niallu, Harrym, Zaynie i Louisie. Na mnie i na Agacie. Na naszej siódemce.

Po miesiącu trasy wszystkie gazety, portale, radia i telewizje huczały od plotek o nowym związku. Po feralnej nocy ze złamanym nosem Agaty, Niall bardzo się do niej zbliżył. Do tego stopnia że po miesiącu byli razem, zakochani w sobie do szaleństwa. Tak bardzo, że czasami robiło nam się wszystkim niedobrze od zatrważającej ilości uczuć i formy ich okazywania przez tą dwójkę. Mimo wszystko cieszyliśmy się z ich szczęścia. Przez całą trasę ich związek rozkwitał w każdą stronę a ja i reszta chłopaków szczerze im kibicowaliśmy. Po drugim miesiącu już nie ukrywali się przed obiektywami paparazzich a ja miałem to szczęście że jako pierwszy opublikowałem ich wspólne zdjęcia. Posypała się za to taka kasa, że szkoda mówić. Widać jaki jest popyt na szmatławe zdjęcia, szczerze mówiąc. Potem była porządna sesja w Central Parku w Nowym Jorku, ale to inna sprawa.

Ogólnie, cała trasa była niesamowita. Wróciliśmy z niej z Agatą obładowani materiałami, wywiadami, tysiącami zdjęć, autografami. W końcu coś się należało redakcji. Cały reportaż z wyjazdu okazał się strzałem w dziesiątkę, dzięki niemu mogliśmy wreszcie zrezygnować z pracy w obecnej wtedy redakcji i przebierać w dziesięć razy lepszych propozycjach.

Skończyło się na tym że Agata skorzystała z oferty brytyjskiej redakcji i wyjechała do Anglii pisać dla nich. Była też bliżej Nialla, który mimo ogromnej ilości wyjazdów zawsze znajdował dla niej czas. To cudowne, kilka razy poleciałem do Anglii odwiedzić ją i chłopaków, za każdym razem wyjeżdżałem stamtąd ze łzami w oczach.

Pamiętacie akcję z Harrym, któremu podobno się podobałem? Cóż... sprawa jest o tyle dziwna, że od tamtego momentu minęło pół roku a my wciąż jesteśmy razem. Zbliżył nas do siebie jeden moment, moment który prawie przyczynił się do rozpadu One Direction. Poniżej kawałek z mojego dziennika...



12 października.
„...idiotyczny tekst, nie wiem kto kazał mi to pisać. Siedzę nad tym trzeci tydzień, próbuję cokolwiek z tym zrobić, a to jest taka szmira, że zaraz oszaleję, już nigdy nie zgodzę się na korekty artykułów prawnych, przecież to cholery można dostać! Gdyby nie to że pracuję nad tym w domu, z ulubionym winem i papierosami obok, szlag by mnie trafił, serio. A tak przynajmniej mogę przeklinać sobie ile mi się podoba, śpiewać pod nosem i męczyć się z tekstami kolejnych ustaw i uchwał. Dla mnie to w sumie to samo. Jedyne co mnie martwi, że mija już trzeci dzień kiedy nie mam żadnych wiadomości z UK. Ani Agata, ani chłopaki się nie odezwali, żadnego telefonu, żadnej wiadomości, żadnego smsa, nawet głupiego wpisu na twitterze. Ale pewnie mają kupę roboty, tylko ja gniję w tym postkomunistycznym kraju i oddaję się słusznej sprawie. Muszę coś z tym zrobić, bo zwariuję...”



14 października.
„...Głupie lotnisko. Nienawidzę go. Nienawidzę ludzi. Nienawidzę samochodów. Nienawidzę ludzi w samochodach. Może by tak umrzeć?...”



15 października.
„...Harry śpi mi na kolanach. Tak ładnie pachną mu włosy. Nialla nikt nie widział od wczoraj. Boję się o niego...”



15 października.
„Zadzwonił Horan, nic mu nie jest. Harry się obudził i wciąż płacze.”



Już wyjaśniam o co chodzi. Agata, jadąc do redakcji która znajdowała się w centrum Londynu miała wypadek samochodowy. Jakaś wielka ciężarówka, przekroczenie prędkości, huk, jakiś pożar. Nie wiadomo do tej pory co się stało. Śmigłowiec medyczny. Ja i chłopaki w szpitalu, wielka tragedia i hektolitry łez. Nigdy nie zapomnę momentu, w którym dowiedzieliśmy się co i jak. Zayn stał za drzwiami paląc papierosa. Ja siedziałem na zimnej, kamiennej podłodze obok niego też paląc. Lou stał nade mną a w środku siedział Liam z Harrym i pilnowali Nialla, który był straszliwie nerwowy i mało nie pobił lekarza. Widziałem przez szybę, że wpatruje się w jakiś plakat, stojąc z plecami opartymi o szarą ścianę londyńskiego szpitala. Drzwi w końcu korytarza otworzyły się i wyszedł z nich starszy facet w białym kitlu i jakąś podkładką w ręku.
- Chodź, idziemy, może już się wybudziła – mruknąłem do Louisa.
Zayn przygasił papierosa i powlókł się za nami.
Akurat w momencie, kiedy przechodziliśmy przez automatyczne drzwi, widziałem jak lekarz mówi coś Niallowi. A reszta odbyła się jak w filmie. Horan osunął się po ścianie i ukrył twarz w dłoniach. Liam podskoczył do niego i klęcząc koło Nialla, coś mówił. Harry natomiast spojrzał w naszą stronę, kiedy lecieliśmy do nich z hałasem godnym czołgu. Wstał i podszedł do mnie, przytulając mnie tak jak nigdy. Już wtedy wiedziałem co się stało.





18 października.
„...pogrzeb był piękny. Kameralny. Ale ta policja....”

Już wyjaśniam. Policja była z tego względu, że chłopaki uparli się że przyjadą do Polski na pogrzeb. Ktoś musiał pilnować tego, żeby nikt nie zakłócił spokoju.





19 października.
„Chłopaki wrócili do Londynu. Niall wciąż jest w szoku. Pakuję się...”




20 października.
„Harry odebrał mnie z lotniska. Zamykam rozdział Polska. Teraz tu jest mój nowy dom”



21 października.
„Horan nie chce już śpiewać. Koniec świata.”





Teraz jest piętnasty stycznia. Usycha mi choinka.

Zima szaleje za oknem, przykryła już cały Londyn śniegową kołdrą. Na szczęście Niall zdecydował się dalej śpiewać. Zespół wciąż istnieje. Ale stałym elementem każdego koncertu chłopaków jest minuta ciszy. I to naprawdę działa. Ludzie wiedzą co się stało. Sam zrobiłem z tego materiał, Niall tylko mi pozwolił o tym pisać, zastrzegając mi do tego wyłączne prawo. Inne gazety i media bazując na moim artykule, automatycznie serwowały sobie pozew sądowy. Tylko jedna, mała młodzieżowa gazetka zdecydowała się złamać prawo wyłączności. Skończyło się tym że prawnik zamknął to wydawnictwo, więc na dobre im to nie wyszło.
Przytłaczająca cisza panująca przez minutę na koncercie zawsze wywołuje u mnie łzy. A prawie każdy koncert oglądam zza kulis. Takie są plusy bycia chłopakiem Harry'ego Styles'a.
Teraz, kiedy piszę te słowa wciąż pamiętam głos Agaty, jej śmiech, wszędzie mam nasze wspólne zdjęcia. Plus kilkadziesiąt tych, które powstały w czasie trasy po Stanach.
Zespół wciąż bije rekordy popularności. Chłopaki nadal są sobą. A ja? Ja jestem szczęśliwy, ale rana która została w moim sercu po śmierci Agaty nigdy się nie zabliźni, i wątpię w to czy nawet Harry kiedykolwiek ją załata. Piszę dla Times'a, dobrze zarabiam, mam piękne mieszkanie i dobry samochód. I czarną labradorkę, nazywa się Aisha. Ale w momentach kiedy traci się najbliższą osobę, te rzeczy nie są nic warte. Dlatego tak bardzo boję się każdego wyjazdu chłopaków. Nie zawsze mogę tam być i nie zawsze mogę ich pilnować. Boję się tylko, że kiedyś coś się może zmienić...

Idę przejść się z psem na spacer. Aisha już czeka. Mam nadzieję że ta historia, którą spisałem, dostarczyła wam tego czego oczekujecie po dziennikarzach – rozrywki. Ale mam też nadzieję, że jej zakończenie skłoni was do refleksji.
Całą tą opowieść dedykuję Agacie. Kochanie, nie zapomnę. A Nialla pilnuję, bądź spokojna.
- Aisha, idziemy na spacer, chodź.





Koniec.

2 komentarze:

  1. Ojej, skończyłam właśnie.
    Wiele zwrotów akcji i niespodziewanych sytuacji - nie wiedziałam że pod tym względem czytając opowiadanie będę zdziwiona. Czekam na następne!
    xoxo.

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie wiem czemu pierwsze 4 rozdziały to wow masakra zaczytana byłam i co chwile sprawdzalam czy dodaliście coś nowego ale niestety 5 rozdzial mnie rozczarował.. słownictwo się nie sklejało.. na poczatku cała historia toczyła sie wokół nosa... mam nadzieje ze dalsze beda takie jak pierwsze 4 :D Powodzenia! <3

    OdpowiedzUsuń