środa, 7 marca 2012

Trasa od zaplecza - rozdział drugi.





(...) Z całej siły wyrżnąłem pięścią w czoło. Facet wciąż się śmiał, a ja nie mogłem przeżyć najbardziej bezsensownie wydanych dwustu funtów w moim życiu.
- Jeszcze jedno pytanie... - zacząłem – Czy oni tak zawsze nie żyją?
- Co robią? - spytał facet, którego imienia nie byłem w stanie zapamiętać.
- No... bo samolot jeszcze nawet nie wystartował, a oni... co oni właściwie robią?
Agent spojrzał po swoich podopiecznych.
- A. Nie, oni wszyscy tak zawsze. Nie wiem w zasadzie dlaczego. Śpią zawsze zaraz po tym jak wejdą na pokład. Też mnie to zastanawiało, ale niech im będzie, tu w końcu mają trochę prywatności.
Spojrzał na mnie i Agatę jakby mówił: A raczej mieli trochę prywatności.
Posadziłem tyłek na fotelu, zastanawiając się co to będzie jak oni w końcu wstaną. Jak się obudzą, trzeba będzie się wytłumaczyć, kim my w ogóle jesteśmy, co my tu robimy i po co przez trzy miesiące będziemy za nimi łazić.

Samolot oderwał się od pasa startowego. Ja zająłem się książką, Agata wciąż klepała coś w klawiaturę komputera. Próbowałem zajrzeć jej przez ramię co ona tam pisze, ale światło wpadające do kabiny przez okna padało akurat pod tak dziwnym kątem, że nie widziałem absolutnie nic.
Książka była wyjątkowo kiepska, więc dość szybko zacząłem się koszmarnie nudzić. Zajrzałem do schowka w fotelu, w którym było kilka płyt DVD, które pasażerowie mieli do dyspozycji. No tak, w końcu pierwsza klasa. Przejrzałem filmy, wszystkie widziałem. Satelity brak.
Próbowałem zasnąć. Na nic, byłem zbyt przejęty tym wszystkim. A Agata wciąż klepała w klawiaturę.
Postanowiłem się przejść po kabinie, żeby rozprostować kości. Lecieliśmy już ponad trzy godziny, ścierpły mi nogi i pomyślałem, że mały spacer dobrze mi zrobi.
Ruszyłem wzdłuż rzędów foteli. Zarówno chłopaki z One Direction jak i ich agent chrapali w najlepsze. Ludzie drodzy, jak można tyle spać?!
Nagle poczułem, że tracę grunt pod nogami i runąłem do przodu jak długi. Zdążyłem tylko wystawić ręce do przodu, dzięki czemu nie straciłem nosa, który niechybnie rozbiłbym o podłogę. Przewróciłem się na plecy i spojrzałem w miejsce, w którym kilka sekund temu stałem. Na wysokości moich kolan znajdowała się stopa. Bezczelna stopa, o którą się wywaliłem. Czerwone miękkie półbuty, brak skarpetek i przykrótka nogawka. Louis, na pewno.
Leżałem tak zaskoczony na podłodze, kiedy stopa się poruszyła, a chwilę potem zamiast stopy, widziałem rozespaną twarz Lou, która przypatrywała mi się z wyraźnym zainteresowaniem i zdziwieniem. Też bym się zdziwił gdyby ktoś zaczął przewracać się o moje nogi akurat wtedy, kiedy śpię sobie w najlepsze. Zmieszałem się i poprawiłem włosy, jak zawsze kiedy było mi głupio.
- Eeee... cześć... - wybąkałem nieśmiało, w zasadzie nie wiedząc czemu się jąkam. Litości, rozmawiałem nawet z naszym prezydentem, i mówiłem normalnie! A tu przede mną zza fotela wychylał się chłopak w moim wieku a ja zaniemówiłem. No ludzie drodzy, co to miało być? Zezłościłem się na siebie, wstałem, poprawiłem spodnie i wyciągnąłem rękę w stronę Lou.
- Cześć, przepraszam że cie obudziłem. Artur jestem.
Lou uścisnął mi dłoń ale wciąż przypatrywał mi się nieufnie. Włosy opadły mu na oko, więc zdmuchnął je, zabawnie wykrzywiając twarz. Nagle jego twarz przybrała zupełnie inny wyraz, kiedy gwałtownie wstając zaczął się uśmiechać.
- A to ty! Jack mówił nam o tobie.
Pomyślałem że Jack to na pewno ten agent. Muszę to zapamiętać.
- Tak? O, no to miło.
- No mówił, mówił. Będziecie z nami przez całą trasę, tak?
- No na to wygląda.
- Co, źle?
- Nie, właśnie wręcz przeciwnie...
- No nie mów że nas słuchasz! - powiedział Louis szczerząc zęby.
- E, no słucham, słucham – stwierdziłem, że bez sensu jest udawać że nie.
- No to tym bardziej cześć! - i zostałem przytulony przez Louisa Tomlinsona. Jezu, mało nie padłem tam na zawał. Pomyślałem sobie o tych wszystkich polskich fankach, które pewnie sikałyby w majtki w takiej sytuacji i zaśmiałem się w myślach.
- Hehe, cześć cześć. No, to miło poznać... - wydusiłem, patrząc ponad jego ramieniem na Agatę, która bezczelnie zasnęła. Akurat teraz, kiedy udało mi się obudzić kogoś z zespołu. Spała z odchyloną do tyłu głową, otwartymi ustami i włosami rozcapirzonymi we wszystkie strony. Nie miałem siły walczyć z uśmiechem i zarechotałem głośno. Lou odwrócił się w stronę Agi i też zaczął się śmiać.
- To ta dziewczyna co z tobą ma za nami biegać?
- Tak, to Agata. Normalnie wygląda dużo lepiej, ale... no cóż.
Chłopak zarechotał i znowu zwrócił się do mnie.
- No to mów.
- Co mam mówić?! - zdziwiłem się. W końcu to ja powinienem tutaj zadawać pytania, a tu role się odwróciły i z dziennikarza zmieniłem się w ofiarę wywiadu.
- No słuchaj, mamy ze sobą spędzić trzy miesiące. Wydaje mi się że należałoby się lepiej poznać.
O mały włos znowu trupem nie padłem. Owszem, czytałem że oni wszyscy są bardzo w porządku. Owszem, bardzo podobało mi się to jak się zachowywali i jak reagowali na ludzi. Ale byłem święcie przekonany, że to wszystko jest strona typowo medialna, że naprawdę tacy nie są. A tu takie miłe zaskoczenie.
- Serio?
- Zdecydowanie! - stwierdził Lou szczerząc zęby.
- Ee... no dobra, no to...
I zacząłem o sobie opowiadać. Nie minęło pięć minut rozmowy, jak Louis podrapał się po głowie i stwierdził że jest głupi. Na moje pytanie, dlaczego, stwierdził że lepiej będzie opowiedzieć to raz, a wszystkim, a nie każdemu po kolei. Zamarłem. Chryste, co, oni teraz wszyscy się obudzą i będą mnie słuchać? Mnie? To słynne, wielkie One Direction ma słuchać mojego gadania? Boże drogi, tego już za dużo, serce mi nie wytrzyma jak te wszystkie oczy będą się we mnie wpatrywać i słuchać jakie bzdury ja opowiadam. Nie zdążyłem zaprotestować. Lou wstał, złapał poduszkę na której siedział i zaczął walić nią wszystkich po głowie. Agata wciąż spała w najlepsze. Pomyślałem, że zabije mnie za to że jej nie obudziłem, ale postanowiłem że ta chwila jest tylko moja, w końcu to ja prawie rozkwasiłem sobie nos przez stopę Louisa, a nie ona, więc to mi się należy, a nie jej. Zginę... - pomyślałem.
Pierwszy poduszką oberwał Harry, który spał na fotelu najbliżej nas. Nie obudził się od razu, więc Lou stanął na fotelu obok i okładał go tak długo, dopóki się nie podniósł i zaczął rozglądać nieprzytomnie. Mało nie padłem ze śmiechu, kiedy zauważyłem jak Harry, orientując się co robi Lou, zaczął robić dokładnie to samo. Rzucił się z poduszką na Zayna. Louis okładał akurat Liama i Nialla, bo spali jeden na drugim. W końcu wszyscy wstali a mnie strach sparaliżował.
Dalej nie potrafię wytłumaczyć tego wszystkiego. Nie wiem czego się tak bałem. Co mnie tak przerażało.
- Dobra, wstawać lenie...! - głośno mówił Lou – mamy nowego brata, którego musicie poznać.
Zakręciło mi się w głowie z tego wszystkiego. Złapałem się za głowę. Ja? Brat? JA?! Chryste, powietrza...!
Lou bezczelnie wytknął mnie palcem.
- Artur to ten chłopak z gazety, który ma z nami jeździć. A tamto... - wskazał paluchem na śpiącą Agatę – to jego koleżanka z pracy. Mówi że wygląda lepiej jak nie śpi.
Kabinę przerwał ryk śmiechu. Agata chrapnęła a gruby pukiel włosów opadł jej na czoło tak, że przypominała jednorożca po przejściach.
- On pracuje w gazecie? - spytał Niall, trąc oczy – Za młody jakiś. Co to za ściema? Lou, to twój nowy chłopak?
W odpowiedzi Niall dostał w łeb poduszką. Uśmiechnąłem się.
- Nie, naprawdę pracuję w gazecie. I wcale nie jestem taki młody. Jestem w jego wieku – powiedziałem wskazując brodą Louisa.
- No to rzeczywiście, dinozaur... - wymamrotał Liam, drapiąc się po nosie.
- No właśnie... - mruknął Zayn, potężnie ziewając.
I tym razem poduszka Louisa trafiła prosto w twarz mnie. Poczułem się jakoś lepiej, luźniej.
- Patrzcie, jeszcze nie zaczęliśmy, a on się już ze mnie śmieje...! - grzmiał Lou złowrogo.
- Znaczy że swój! - powiedział Harry wstając i podając mi rękę.
Ciężko było mi wyjść z szoku, że to wszystko przebiega tak normalnie. Jak spotkanie ze znajomymi przy piwie. Chyba było to po mnie widać.
- Stary, wszystko w porządku? Wyglądasz jakbyś zobaczył ducha... - powiedział Lou, przysuwając się do mnie – Albo Harry'ego rano... - dodał.
Parsknąłem śmiechem tak głośno, że Agata zachrapała i obudziła się. Odgarnęła włosy z twarzy, przetarła oczy i zorientowała się, że ja i cała piątka wychylamy się zza foteli i przypatrujemy się jej z wyraźnym zainteresowaniem. Mieliśmy niezłą zabawę przyglądając się dziewczynie. Na jej twarzy najpierw pojawił się wyraz niebotycznego zdziwienia. Potem znowu przetarła oczy, patrząc na nas dziwnie. Potem rozległ się krótki pisk, Aga podskoczyła na siedzeniu i schowała się za oparcie fotela.
- Co jej jest? - zapytał Niall, patrząc na mnie pytająco.
- Ah... cóż. Powiedzmy że bardzo was lubi.
- Fanka?! - rzucił Louis, wstając i idąc w stronę Agaty.
- Co on robi? - zapytałem dziwnym głosem.
- Zobaczysz... stara śpiewka... - mruknął Harry, wpatrując się w wyświetlacz iPhone'a.
Lou podbiegł do Agaty i mocno ją przytulił. Kiedy ją puścił, widziałem że jest bliska apopleksji, zawału serca, omdlenia, śmierci klinicznej i udaru mózgu. I to tego wszystkiego w jednym momencie.
- Ja muszę... ja muszę... muszę... do łazienki! - powiedziała po polsku nieprzytomnym głosem Agata, wybiegając z kabiny.
- Co ona mówi? Po jakiemu to było? - zapytał Zayn.
- Co? A. Po polsku, że musi do łazienki.
Cała piątka ryknęła śmiechem. Opowiedziałem im moją historię, zastrzegając, że na pewno nie jest tak niesamowita jak ich i że to bez sensu żebym ich zanudzał. Liam uparł się że mam opowiedzieć wszystko. Więc opowiadałem, głupio było mi odmówić jednemu, a co dopiero całej piątce. Minęło jakieś dwadzieścia minut i w drzwiach pojawiła się Agata. Poprawiła włosy, wyglądała naprawdę bardzo ładnie. Zauważyłem dziwny błysk w zielonych oczach Harry'ego. Zapamiętałem sobie ten moment, bo moja dziennikarska dusza podpowiedziała mi że to może się kiedyś przydać. Agata była zupełnie inną osobą. Teraz bardzo sztywna i bardzo profesjonalna, złapała z fotela notes i długopis i podeszła do nas.
- Mam na imię Agata i przez najbliższe trzy miesiące będziemy razem z Arturem wam towarzyszyć. To czysto służbowy wyjazd. Więc... - spojrzała na mnie – a ty może byś usiadł porządnie? Jesteś w pracy.
Wszyscy spojrzeli na mnie. Leżałem na fotelach z nogami przewieszonymi przez boczne oparcie, a na moich kolanach opierał swoje nogi Niall. Minęło zaledwie jakieś pół godziny, a oni traktowali mnie jak swojego. To cieszyło mnie nawet bardziej niż moment w którym dowiedziałem się że zdałem prawo jazdy.
- Daj mu spokój dziewczyno, przecież widzisz że mu dobrze... - powiedział Liam, szczerząc zęby.
- No właśnie...! Widzisz, Niall mu dobrze robi – rzucił jadowicie Louis.
- Nic mu nie robię! - wrzasnął blondyn.
- Yhm, yhm... - zamruczał Zayn – jak zawsze. Ty nigdy nic nie robisz.
Niall oburzył się i miał zamiar walnąć Malika w twarz, ale nie starczyło mu ręki i zwalił się z fotela. Spod wielkich siedzeń wystawały mu tylko nogi. Spojrzałem na Agatę. Była dziwnie oschła i zimna. Ceniłem ją za jej profesjonalizm. Ale dziwiłem jej się w tej chwili. Tak czekała na ten moment. Inaczej to wszystko sobie wyobrażałem. Harry dziwnie milczał, wciąż wbijając wzrok w iPhone'a.
- Widzisz? Ogarnij się i przestań udawać – powiedziałem do Agaty po polsku, za chwilę znowu przechodząc na angielski – przepraszam chłopaki, ale tego się nie dało powiedzieć po angielsku.
- A o co chodziło? - zainteresował się Tomlinson, unosząc lewą brew.
- Nie ważne, serio – odpowiedziałem szczerząc się w szerokim uśmiechu.
Chyba trafiłem w czuły punkt. Aga wyraźnie poczuła się urażona. Usiadła na fotelu, założyła nogę na nogę i otwierając notes utkwiła pytające spojrzenie w Maliku. Znałem ten numer. Zaraz zacznie się wywiad. Poprosiłem Nialla żeby zabrał nogi z moich kolan, bo czas się brać do pracy.
- Jakiej pracy?
- No... wiecie. My tu pracujemy. Możemy zrobić parę zdjęć? - zapytałem, sięgając po aparat i machając nim w powietrzu.
- Teraz? O nie, mam kiepskie włosy...! - zaprotestował Zayn.
- Daj spokój, bywało gorzej – powiedział na to Harry, odzywając się pierwszy raz od dłuższego czasu. Agata spojrzała na niego dziwnie. Coś tu się działo. Nie wiedziałem wtedy co.
- Dobra. Zdjęcia mogą być. Ale robimy sobie je wszyscy, razem, albo coś. Dawaj aparat – powiedział stanowczo Lou, wydzierając mi pięćsetkę z ręki. Jęknąłem w duchu. Jeśli coś się z nią stanie, naczelny mnie powiesi. Po czym natychmiast zrobiłem wielkie oczy, bo Lou wycelował aparat we mnie i zrobił zdjęcie.
- Pokaż mi to, czekaj, co ty robisz... - zaprotestowałem, wyciągając rękę po urządzenie.
- Bardzo ładne stopy, Niall – powiedział Lou, przyglądając się zdjęciu.
- Co?! - wymamrotał blondyn z ustami pełnymi czipsów.
Zażądałem demonstracji. Cóż. Zdjęcie było nawet dobre, tylko dlaczego przedstawiało moją twarz między stopami Nialla? Nie spodobał mi się ten fakt. Odważyłem się o tym powiedzieć, co poskutkowało kilkunastoma następnymi zdjęciami przedstawiającymi mnie i nogi Nialla.
Agata siedziała obok, wciąż z notesem i zimnym, zawodowym spojrzeniem i przypatrywała się naszym idiotycznym zachowaniom. 





Ja osobiście bardzo dawno nie czułem się tak jak teraz. Od dwóch lat zajmowałem się tylko i wyłącznie pracą. Brakowało mi wygłupiania się z przyjaciółmi, dla których nie miałem po prostu czasu. Teraz, kiedy w końcu udało mi się rozluźnić i zapomnieć o natłoku obowiązków i pracy, obok siedziała Agata i tępiła mnie spojrzeniem. Wiedziałem że jest na mnie zła, ale nie potrafiłem zrozumieć dlaczego. Przecież dobry reportaż polega na tym, żeby przedstawić wszystko jak najbardziej od środka. A bardziej w środku być, niż byłem teraz, chyba się nie da. Czułem się jak jeden z chłopaków. Byli wszyscy niesamowicie otwarci, mili i serdeczni. Niall zrobił sobie ze mnie podnóżek. Lou wciąż targał mi włosy. Liam wciskał mi czekoladę a Zayn dopytywał się cały czas, czego używam do włosów. Tylko Harry był dziwnie milczący i zdawał się odstawać od reszty. Postanowiłem o to zapytać jak będę miał okazję porozmawiać z nim sam na sam. O ile taka sytuacja będzie kiedykolwiek miała miejsce. Moje filozoficzne przemyślenia przerwała stewardessa Stacey, która pojawiła się w przejściu między kabinami, pchając przed sobą wózek z napojami. Niall zerwał się z miejsca i porwał dwie puszki coli. Wrócił i rozsiadł się zadowolony, podtykając Liamowi pod nos dłoń zaciśniętą w pięść. Spojrzałem zaciekawiony. Blondyn otworzył dłoń na której leżała mała, plastikowa łyżka. Zacząłem śmiać się jak idiota, a Liam kręcąc nosem odsunął się od dłoni Nialla. A więc to prawda, on się naprawdę boi łyżek. Lou wciąż wojował z moim aparatem. Dobrze że wziąłem tą dużą kartę pamięci, inaczej byłoby po zabawie.
Agata była już wyraźnie poirytowana.
- Możemy chwilę porozmawiać? - spytała po polsku.
- Ee... no tak, mów.
- Nie tutaj. Chodź na korytarz.
Przeprosiłem chłopaków i zrzuciłem z siebie Zayna, który znowu zasnął śliniąc mi rękaw. Wyszliśmy na mały korytarzyk Boeninga.
- Możesz mi wytłumaczyć, co ty wyprawiasz?
Spojrzałem na nią wzrokiem pełnym szczerego niezrozumienia.
- Jezu, o co ci chodzi, na litość boską? Nie widzisz jacy oni są w porządku? Zaufali nam, od razu. Spodziewali się jakichś starych zgredów, tak powiedział Horan. A okazało się że to my. Zaufali nam – powtórzyłem z naciskiem.
- Tobie zaufali.
A więc o to chodzi Agacie...
- Dziwisz mi się? To ty zachowujesz się jak wielka pisarka. Wyluzuj się dziewczyno, ogarnij. Po co udajesz? I to przed nimi? Jak chcesz zrobić dobry materiał będąc tak obojętną? Przecież wiesz że ten materiał będzie inny niż każdy który do tej pory robiliśmy.
Agata spojrzała na mnie wzrokiem pełnym złości.
- Nie. To jest jak wszystko inne. Tylko ty sobie za dużo pozwalasz Artur.
- Słucham?
- Przesadzasz.
Zdenerwowałem się. Nigdy nie podzieliła nas praca. Ale zanosiło się że ten moment właśnie nadchodził. Nie chciałem się z nią kłócić. Ale w obecnej sytuacji nie pozostało mi nic innego.
- Rozłam? - spytałem zupełnie poważnie.
W tym momencie zza zasłony w małe samoloty wyłoniła się głowa Louisa.
- Chcecie coś jeść? Bo przyszła dziewczyna i się pyta.
- Nie, dziękuję – rzuciła sucho Agata.
- Mi coś weź, obojętnie co – powiedziałem, wpychając twarz Lou z powrotem za zasłonę. Usłyszałem rechot.
- To co...? Rozłam? - zapytałem ponownie.
Rozłam oznaczał dwa osobne materiały. Każdy robił swój. Potem naczelny dostawał dwa i miał zdecydować który pojawi się w wydaniu. Do tej pory w czasie mojej współpracy z Agatą tylko raz zdarzył się rozłam. Raz na dwa lata. Ona wygrała, co puściłem mimo woli. Tym razem zapowiadało się zupełnie inaczej.Wiesz że to będzie wojna...Tak. Sama tego chcesz. Powodzenia – powiedziałem smutno i wróciłem za zasłonę. Agata weszła za mną i od razu dosiadła się do Jacka, agenta. Wycelowała w niego zabójcze spojrzenie oprawione w czarne okulary i zaczęła pytać. Ja z kolei udałem się prosto do chłopaków, gdzie czekała na mnie wielka porcja smażonego kurczaka.
- Słuchajcie... - zacząłem, przeżuwając martwą kurę – mamy problem.
- Co? - wybulgotał Liam, obżerając się hamburgerem.
- Agata... znaczy, ta moja koleżanka... zdecydowaliśmy, że będziemy pracować nad materiałem o was osobno. Nie wiem czy wam to przeszkadza...
- Jak tak chcecie, to nie ma problemu – żąchnął się Niall, wydłubując sobie coś z zębów.
- Ok...
Odwróciłem się w stronę, z której dobiegła odpowiedź. Harry siedział w zapiętym pod nos golfie, tak że wystawały mu tylko oczy. Coś wyraźnie się z nim działo.
Zjedliśmy obiad do końca, naczynia zniknęły. Kiedy Stacey zabierała naczynia z moich kolan, rzuciłem jej złośliwe spojrzenie i pokręciłem głową. Nie zapomnę jej tych dwustu funtów. Uśmiechnęła się i wyszła z kabiny. Ziewnąłem.
- Oho, ktoś tu jest śpiący... - wyszczerzył się do mnie Malik, który chwilowo się obudził.
- Nie, nie jestem – zaprzeczyłem, znowu ziewając. Cholera, teraz to mi nie uwierzą.
- Jesteś. Idź spać. Twoja koleżanka nieźle się wzięła do pracy widzę...
Odwróciłem się. Agata wciąż męczyła Jacka, po którym widać było że ma jej dość. Znałem jej metody pracy. Zawsze robiła świetny materiał, ale ludzie których przesłuchiwała, często dostawali białej gorączki przez jej pytania.
- Przypominam że pracujemy osobno. Zaraz pójdę, daj mi na chwilę aparat Lou – poprosiłem.
Dostałem do ręki canona i włączyłem podgląd zdjęć. Ustawiłem wszystko na automat, dzięki temu miałem pewność że większość z nich wyjdzie dobrze. I nie pomyliłem się. Zdjęcia były świetne. Nie tylko ze względów zawodowych. Byłem tam ja z nogami Nialla na głowie. Był tam Lou gryzący Liama w ucho i kawałek moich pleców. Była tam głowa Zayna a za nią Agata miażdżąca mnie wzrokiem. Był tam Lou siedzący mi na twarzy. Niall z twarzą pełną jabłka. Smutny Harry wpatrujący się w okno. To zdjęcie wykorzystam na pewno. Część zdjęć była tak idiotyczna, że można było umrzeć ze śmiechu patrząc na nie. Obiecałem sobie, że większość wydrukuję i powieszę u siebie na ścianie.
Niesamowite było to, że znałem ich kilka godzin. A czułem że jestem wśród przyjaciół. Do pełni szczęścia brakowało mi tylko Agaty. Rozejrzałem się po kabinie, szukając jej wzrokiem. Siedziała na swoim miejscu i przepisywała notatki do komputera. No tak. Ona pracuje, a ja? Ja wydurniałem się z nowymi przyjaciółmi, żarłem kurczaka i biłem się poduszkami. Ale miałem zdjęcia. Gdybym miał wybór, żadne z nich nie trafiło by do redakcji, wszystkie zostawiłbym dla siebie. Nie miałem sumienia wykorzystywać zaufania chłopaków tylko po to żeby zarobić pieniądze. Gdybym mógł sobie na to pozwolić, zadzwoniłbym do naczelnego i powiedział że rezygnuję, że całość przejmuje Agata. Ale pensja dziennikarza nie pozwalała mi na trzymiesięczne wakacje w USA. Musiałem korzystać z tego co miałem.
Wciąż przeglądałem zdjęcia. Było ich prawie tysiąc czterysta. Nie usunąłem ani jednego. Wsadziłem kartę pamięci do torby, a na jej miejsce włożyłem nową. Zorientowałem się, że chłopaki, wykończeni szaleństwem, pospali się jak dzieci. Tylko Harry wciąż siedział w jednej pozycji, wpatrując się z horyzont za oknem. Poczułem jakiś taki niepokój, zastanawiając się co z nim się dzieje. Obróciłem się przez ramię, Agata wciąż zajęta była waleniem w klawiaturę i pisaniem. Wstałem, przysiadłem się do Harry'ego. Spojrzał na mnie i znów odwrócił się do okna.
- Stary... - zacząłem cicho – nie wiem czy powinienem, nie wiem czy w ogóle jestem tu dobrą osobą... Ale coś się dzieje?
Chłopak potrząsnął głową, odgarniając burzę loków z czoła. Odważyłem się spojrzeć w cholernie zielone oczy. Zobaczyłem tam smutek i jakieś takie rozżalenie. Nigdy nie zapomnę tego spojrzenia.
Milczał, przypatrując się mi.
Nie bardzo wiedziałem co mam dalej mówić, więc siedziałem tam jak ostatni matoł i wpatrywałem się w oparcie fotela przede mną. Nie było w żadnym stopniu zajmujące, ale wciąż się w nie wgapiałem. Liczyłem na to że Harry odezwie się pierwszy. Zaczynałem powoli przysypiać. Wygodne siedzenia pierwszej klasy wcale nie wpływały dobrze na trzeźwość umysłu. Każdy by zasnął.
Zamknąłem oczy, kiedy usłyszałem pociągnięcie nosem. Spojrzałem w lewo i zauważyłem że chłopak ociera oczy rękawem jasnego swetra. No nie, no tego to już było za wiele. Jeszcze tylko brakowało, żeby w pierwszym dniu naszej znajomości któryś z nich mi się rozpłakał. Spojrzałem szybko przez ramię na Agatę, której na szczęście nie było w zasięgu wzroku. Ta harpia pewnie od razu rzuciła by się na Harry'ego z notesem i długopisem, męcząc go pytaniami. Ja normalnie pewnie zrobiłbym tak samo, ale ogromna sympatia jaką poczułem do tych chłopaków całkowicie wykluczała ciągnięcie kogokolwiek za język, zwłaszcza w takiej sytuacji jak teraz.
- Harry, co jest? Nie płacz, nie warto. Mów o co chodzi. Obiecuje że to nie jest związane z moją pracą... - na dowód moich słów odłożyłem aparat obok i złożyłem ręce na kolanach.
Chłopak spojrzał na mnie, niemrawo się uśmiechnął kiwając głową. To jeden z tych uśmiechów w stylu „nie martw się, będzie dobrze”. Nie lubiłem takich uśmiechów. Czułem się zbywany i miałem wrażenie, że on oszukuje sam siebie.
- Nie nic. Zupełnie nic – powiedział, uśmiechając się znowu i pociągając nosem.
Spojrzałem dziwnie, bo nie wydawało mi się żeby to było „nic”. Ale nie drążyłem tematu. Kontynuowałem wgapianie się w oparcie fotela przede mną. Wkrótce usłyszałem chrapanie. Zasnął.



Piątek, 11:20. O'Hare International Airport, Chicago.

Wytoczyliśmy się z samolotu, powłócząc nogami i potykając się o własne buty. Nigdy więcej nie mam zamiaru lecieć takim lotem. To zdecydowanie zbyt długo. Jeszcze bez międzylądowania. Chryste... nie czułem pleców, nie czułem tyłka, nie czułem karku. Wyszliśmy z rękawa, za sobą słyszałem Agatę która strzelała pytaniami w Zayna. Mamrotał coś niezrozumiałego pod nosem.
Rozmawiając sobie w najlepsze z Niallem, minęliśmy bramki przy wejściu na halę przylotów. To co wydarzyło się sekundę później, przeszło moje najśmielsze oczekiwania.
Potężny ryk, pisk, huk i dźwięk trąb jerychońskich prawie zwalił mnie z nóg, aż zatrzymałem się i mrugnąłem oczami. Tak. Tego się nie spodziewałem. Setki dziewczyn tłoczyło się w hali przylotów, z transparentami, plakatami, płytami i całym innym osprzętem związanym z One Direction. Ogłuszony hałasem wrzasnąłem do Nialla, żeby mnie trzymał bo oszaleję. Dostałem po oczach setkami lamp błyskowych a lampki autofocusa kamer wideo wycelowane w nas wyglądały jak punkty celowników laserowych na broni antyterrorystów. Postanowiłem wyciągnąć aparat i całe to zbiegowisko sfotografować. Strzelałem aparatem na prawo i lewo, próbując uchwycić jak najwięcej. Poczułem że ktoś łapie mnie za rękę i odciąga na bok. I dobrze się stało, bo w miejscu w którym stałem przed chwilą zmaterializowała się jakaś dziewczyna, piszcząc tak że mało nie zaczęły krwawić mi uszy. Naszła mnie ochota wyrwać jej gardło. Ale niestety, nie zdążyłem tego zrobić bo wielki facet w garniturze zagrodził jej drogę, oddzielając ją od zespołu. I ode mnie.
Odbiła się od niego jak piłka i runęła na podłogę. Byłem w swoim żywiole. Migawka aparatu pstrykała jak oszalała, kiedy pod ramieniem ochroniarza robiłem zdjęcia leżącej dziewczynie. Tłum napierał a jeden ochroniarz przestawał dawać sobie radę. Postanowiłem się na coś przydać. Przewiesiłem aparat przez ramię i zasłaniając sobą Harry'ego odepchnąłem dwie grube Amerykanki, zamierzające chyba nas stratować swoimi cielskami. Przez myśl przebiegło mi tylko pytanie, co one muszą jeść że są tak grube. Zaraz potem poczułem że pasek mojego aparatu wbija mi się w ramię. Odwróciłem się i zobaczyłem że wisi na nim jakaś dziewczyna.
Pojawiły się posiłki. Czterech facetów wielkich jak Mount Everest, wszyscy ubrani w identyczne czarne garnitury i ciemne okulary odcięli nas od lawiny fanów. Poczułem się jak pędzone bydło. Szybko wyprowadzili nas wszystkich z budynku lotniska i wpakowali do wielkiego amerykańskiego busa, który stał już przed wejściem. Rozejrzałem się wokół, szukając Agaty. Ochroniarz popędzał ją przed sobą, a każdy włos sterczał jej w inną stronę. Wyglądała na głęboko zszokowaną.
Klapnąłem na siedzenie obite podróbą skóry i dostałem po głowie wskakującym do auta Louisem
- Chryste, co to było?! - zapytałem przerażony. - To tak zawsze?
Lou spojrzał na mnie i jakby nigdy nic powiedział, że to wszystko było jeszcze nic. Przeraziłem się bardziej na myśl o tym co mnie czeka przez najbliższe miesiące. Skoro to, co przed chwilą cudem przeżyłem, było niczym, to ja wolę nie wiedzieć co będzie dalej.
Ochroniarz wepchnął Agatę do auta, zatrzasnął drzwi i samochód ruszył. Momentalnie otoczył nas szpaler fanek. Piszczały, darły się w niebogłosy, a ja zadowolony z siebie, strzelałem zdjęcia przez okno. Dobrze że go nie otworzyłem, bo by na pewno nas wydłubały z tego samochodu.
Spojrzałem na chłopaków. Wydawali się wcale tym wszystkim nie przejmować a Zayn spał. Znowu. Pomyślałem, że to najbardziej idiotyczne co mogło być.



Pisał Leo.

5 komentarzy:

  1. Hejka blog mi sei bardzo podoba. Moge być dziewczyną Hazzy albo Nial'a Angelą?Będe wdzięczna!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie piszemy na zamówienie ;) Jeśli wygrasz nasz konkurs, o którym mowa jest na naszej fejsbukowej stronie, napiszemy.

      Usuń
  2. Wasze opowiadanie zupełnie różni się od innych.Jest niezwykłe, kocham je czytać. Obiecuje odwiedzać was codziennie, czekając na nowe rozdziały. Życzę powodzenia i dziękuje za dotychczasowe rozdziały. ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. opowiadanie jest wyjątkowe, bo jest inne niż wszystkie, z miłą chęcią tu jeszcze zajrze:) x

    OdpowiedzUsuń
  4. Zgadzam się z przedmówcami, ciekawa jestem co dalej, czekam na następny ;)

    OdpowiedzUsuń