(...) Z całej siły wyrżnąłem pięścią
w czoło. Facet wciąż się śmiał, a ja nie mogłem przeżyć
najbardziej bezsensownie wydanych dwustu funtów w moim życiu.
- Jeszcze jedno pytanie... -
zacząłem – Czy oni tak zawsze nie żyją?
- Co robią? - spytał facet,
którego imienia nie byłem w stanie zapamiętać.
- No... bo samolot jeszcze nawet nie
wystartował, a oni... co oni właściwie robią?
Agent spojrzał po swoich
podopiecznych.
- A. Nie, oni wszyscy tak zawsze.
Nie wiem w zasadzie dlaczego. Śpią zawsze zaraz po tym jak wejdą
na pokład. Też mnie to zastanawiało, ale niech im będzie, tu w
końcu mają trochę prywatności.
Spojrzał na mnie i Agatę jakby mówił:
A raczej mieli trochę prywatności.
Posadziłem tyłek na fotelu,
zastanawiając się co to będzie jak oni w końcu wstaną. Jak się
obudzą, trzeba będzie się wytłumaczyć, kim my w ogóle jesteśmy,
co my tu robimy i po co przez trzy miesiące będziemy za nimi łazić.
Samolot oderwał się od pasa
startowego. Ja zająłem się książką, Agata wciąż klepała coś
w klawiaturę komputera. Próbowałem zajrzeć jej przez ramię co
ona tam pisze, ale światło wpadające do kabiny przez okna padało
akurat pod tak dziwnym kątem, że nie widziałem absolutnie nic.
Książka była wyjątkowo kiepska,
więc dość szybko zacząłem się koszmarnie nudzić. Zajrzałem do
schowka w fotelu, w którym było kilka płyt DVD, które pasażerowie
mieli do dyspozycji. No tak, w końcu pierwsza klasa. Przejrzałem
filmy, wszystkie widziałem. Satelity brak.
Próbowałem zasnąć. Na nic, byłem
zbyt przejęty tym wszystkim. A Agata wciąż klepała w klawiaturę.
Postanowiłem się przejść po
kabinie, żeby rozprostować kości. Lecieliśmy już ponad trzy
godziny, ścierpły mi nogi i pomyślałem, że mały spacer dobrze
mi zrobi.
Ruszyłem wzdłuż rzędów foteli.
Zarówno chłopaki z One Direction jak i ich agent chrapali w
najlepsze. Ludzie drodzy, jak można tyle spać?!
Nagle poczułem, że tracę grunt pod
nogami i runąłem do przodu jak długi. Zdążyłem tylko wystawić
ręce do przodu, dzięki czemu nie straciłem nosa, który niechybnie
rozbiłbym o podłogę. Przewróciłem się na plecy i spojrzałem w
miejsce, w którym kilka sekund temu stałem. Na wysokości moich
kolan znajdowała się stopa. Bezczelna stopa, o którą się
wywaliłem. Czerwone miękkie półbuty, brak skarpetek i przykrótka
nogawka. Louis, na pewno.
Leżałem tak zaskoczony na podłodze,
kiedy stopa się poruszyła, a chwilę potem zamiast stopy, widziałem
rozespaną twarz Lou, która przypatrywała mi się z wyraźnym
zainteresowaniem i zdziwieniem. Też bym się zdziwił gdyby ktoś
zaczął przewracać się o moje nogi akurat wtedy, kiedy śpię
sobie w najlepsze. Zmieszałem się i poprawiłem włosy, jak zawsze
kiedy było mi głupio.
- Eeee... cześć... - wybąkałem
nieśmiało, w zasadzie nie wiedząc czemu się jąkam. Litości,
rozmawiałem nawet z naszym prezydentem, i mówiłem normalnie! A tu
przede mną zza fotela wychylał się chłopak w moim wieku a ja
zaniemówiłem. No ludzie drodzy, co to miało być? Zezłościłem
się na siebie, wstałem, poprawiłem spodnie i wyciągnąłem rękę
w stronę Lou.
- Cześć, przepraszam że cie
obudziłem. Artur jestem.
Lou uścisnął mi dłoń ale wciąż
przypatrywał mi się nieufnie. Włosy opadły mu na oko, więc
zdmuchnął je, zabawnie wykrzywiając twarz. Nagle jego twarz
przybrała zupełnie inny wyraz, kiedy gwałtownie wstając zaczął
się uśmiechać.
- A to ty! Jack mówił nam o tobie.
Pomyślałem że Jack to na pewno ten
agent. Muszę to zapamiętać.
- Tak? O, no to miło.
- No mówił, mówił. Będziecie z
nami przez całą trasę, tak?
- No na to wygląda.
- Co, źle?
- Nie, właśnie wręcz
przeciwnie...
- No nie mów że nas słuchasz! -
powiedział Louis szczerząc zęby.
- E, no słucham, słucham –
stwierdziłem, że bez sensu jest udawać że nie.
- No to tym bardziej cześć! - i
zostałem przytulony przez Louisa Tomlinsona. Jezu, mało nie padłem
tam na zawał. Pomyślałem sobie o tych wszystkich polskich
fankach, które pewnie sikałyby w majtki w takiej sytuacji i
zaśmiałem się w myślach.
- Hehe, cześć cześć. No, to miło
poznać... - wydusiłem, patrząc ponad jego ramieniem na Agatę,
która bezczelnie zasnęła. Akurat teraz, kiedy udało mi się
obudzić kogoś z zespołu. Spała z odchyloną do tyłu głową,
otwartymi ustami i włosami rozcapirzonymi we wszystkie strony. Nie
miałem siły walczyć z uśmiechem i zarechotałem głośno. Lou
odwrócił się w stronę Agi i też zaczął się śmiać.
- To ta dziewczyna co z tobą ma za
nami biegać?
- Tak, to Agata. Normalnie wygląda
dużo lepiej, ale... no cóż.
Chłopak zarechotał i znowu zwrócił
się do mnie.
- No to mów.
- Co mam mówić?! - zdziwiłem się.
W końcu to ja powinienem tutaj zadawać pytania, a tu role się
odwróciły i z dziennikarza zmieniłem się w ofiarę wywiadu.
- No słuchaj, mamy ze sobą spędzić
trzy miesiące. Wydaje mi się że należałoby się lepiej poznać.
O mały włos znowu trupem nie padłem.
Owszem, czytałem że oni wszyscy są bardzo w porządku. Owszem,
bardzo podobało mi się to jak się zachowywali i jak reagowali na
ludzi. Ale byłem święcie przekonany, że to wszystko jest strona
typowo medialna, że naprawdę tacy nie są. A tu takie miłe
zaskoczenie.
- Serio?
- Zdecydowanie! - stwierdził Lou
szczerząc zęby.
- Ee... no dobra, no to...
I zacząłem o sobie opowiadać. Nie
minęło pięć minut rozmowy, jak Louis podrapał się po głowie i
stwierdził że jest głupi. Na moje pytanie, dlaczego, stwierdził
że lepiej będzie opowiedzieć to raz, a wszystkim, a nie każdemu
po kolei. Zamarłem. Chryste, co, oni teraz wszyscy się obudzą i
będą mnie słuchać? Mnie? To słynne, wielkie One Direction ma
słuchać mojego gadania? Boże drogi, tego już za dużo, serce mi
nie wytrzyma jak te wszystkie oczy będą się we mnie wpatrywać i
słuchać jakie bzdury ja opowiadam. Nie zdążyłem zaprotestować.
Lou wstał, złapał poduszkę na której siedział i zaczął walić
nią wszystkich po głowie. Agata wciąż spała w najlepsze.
Pomyślałem, że zabije mnie za to że jej nie obudziłem, ale
postanowiłem że ta chwila jest tylko moja, w końcu to ja prawie
rozkwasiłem sobie nos przez stopę Louisa, a nie ona, więc to mi
się należy, a nie jej. Zginę... - pomyślałem.
Pierwszy poduszką oberwał Harry,
który spał na fotelu najbliżej nas. Nie obudził się od razu,
więc Lou stanął na fotelu obok i okładał go tak długo, dopóki
się nie podniósł i zaczął rozglądać nieprzytomnie. Mało nie
padłem ze śmiechu, kiedy zauważyłem jak Harry, orientując się
co robi Lou, zaczął robić dokładnie to samo. Rzucił się z
poduszką na Zayna. Louis okładał akurat Liama i Nialla, bo spali
jeden na drugim. W końcu wszyscy wstali a mnie strach sparaliżował.
Dalej nie potrafię wytłumaczyć tego
wszystkiego. Nie wiem czego się tak bałem. Co mnie tak przerażało.
- Dobra, wstawać lenie...! - głośno
mówił Lou – mamy nowego brata, którego musicie poznać.
Zakręciło mi się w głowie z tego
wszystkiego. Złapałem się za głowę. Ja? Brat? JA?! Chryste,
powietrza...!
Lou bezczelnie wytknął mnie palcem.
- Artur to ten chłopak z gazety,
który ma z nami jeździć. A tamto... - wskazał paluchem na śpiącą
Agatę – to jego koleżanka z pracy. Mówi że wygląda lepiej jak
nie śpi.
Kabinę przerwał ryk śmiechu. Agata
chrapnęła a gruby pukiel włosów opadł jej na czoło tak, że
przypominała jednorożca po przejściach.
- On pracuje w gazecie? - spytał
Niall, trąc oczy – Za młody jakiś. Co to za ściema? Lou, to
twój nowy chłopak?
W odpowiedzi Niall dostał w łeb
poduszką. Uśmiechnąłem się.
- Nie, naprawdę pracuję w gazecie.
I wcale nie jestem taki młody. Jestem w jego wieku – powiedziałem
wskazując brodą Louisa.
- No to rzeczywiście, dinozaur... -
wymamrotał Liam, drapiąc się po nosie.
- No właśnie... - mruknął Zayn,
potężnie ziewając.
I tym razem poduszka Louisa trafiła
prosto w twarz mnie. Poczułem się jakoś lepiej, luźniej.
- Patrzcie, jeszcze nie zaczęliśmy,
a on się już ze mnie śmieje...! - grzmiał Lou złowrogo.
- Znaczy że swój! - powiedział
Harry wstając i podając mi rękę.
Ciężko było mi wyjść z szoku, że
to wszystko przebiega tak normalnie. Jak spotkanie ze znajomymi przy
piwie. Chyba było to po mnie widać.
- Stary, wszystko w porządku?
Wyglądasz jakbyś zobaczył ducha... - powiedział Lou, przysuwając
się do mnie – Albo Harry'ego rano... - dodał.
Parsknąłem śmiechem tak głośno, że
Agata zachrapała i obudziła się. Odgarnęła włosy z twarzy,
przetarła oczy i zorientowała się, że ja i cała piątka
wychylamy się zza foteli i przypatrujemy się jej z wyraźnym
zainteresowaniem. Mieliśmy niezłą zabawę przyglądając się
dziewczynie. Na jej twarzy najpierw pojawił się wyraz niebotycznego
zdziwienia. Potem znowu przetarła oczy, patrząc na nas dziwnie.
Potem rozległ się krótki pisk, Aga podskoczyła na siedzeniu i
schowała się za oparcie fotela.
- Co jej jest? - zapytał Niall,
patrząc na mnie pytająco.
- Ah... cóż. Powiedzmy że bardzo
was lubi.
- Fanka?! - rzucił Louis, wstając
i idąc w stronę Agaty.
- Co on robi? - zapytałem dziwnym
głosem.
- Zobaczysz... stara śpiewka... -
mruknął Harry, wpatrując się w wyświetlacz iPhone'a.
Lou podbiegł do Agaty i mocno ją
przytulił. Kiedy ją puścił, widziałem że jest bliska
apopleksji, zawału serca, omdlenia, śmierci klinicznej i udaru
mózgu. I to tego wszystkiego w jednym momencie.
- Ja muszę... ja muszę... muszę...
do łazienki! - powiedziała po polsku nieprzytomnym głosem Agata,
wybiegając z kabiny.
- Co ona mówi? Po jakiemu to było?
- zapytał Zayn.
- Co? A. Po polsku, że musi do
łazienki.
Cała piątka ryknęła śmiechem.
Opowiedziałem im moją historię, zastrzegając, że na pewno nie
jest tak niesamowita jak ich i że to bez sensu żebym ich zanudzał.
Liam uparł się że mam opowiedzieć wszystko. Więc opowiadałem,
głupio było mi odmówić jednemu, a co dopiero całej piątce.
Minęło jakieś dwadzieścia minut i w drzwiach pojawiła się
Agata. Poprawiła włosy, wyglądała naprawdę bardzo ładnie.
Zauważyłem dziwny błysk w zielonych oczach Harry'ego. Zapamiętałem
sobie ten moment, bo moja dziennikarska dusza podpowiedziała mi że
to może się kiedyś przydać. Agata była zupełnie inną osobą.
Teraz bardzo sztywna i bardzo profesjonalna, złapała z fotela notes
i długopis i podeszła do nas.
- Mam na imię Agata i przez
najbliższe trzy miesiące będziemy razem z Arturem wam
towarzyszyć. To czysto służbowy wyjazd. Więc... - spojrzała na
mnie – a ty może byś usiadł porządnie? Jesteś w pracy.
Wszyscy spojrzeli na mnie. Leżałem na
fotelach z nogami przewieszonymi przez boczne oparcie, a na moich
kolanach opierał swoje nogi Niall. Minęło zaledwie jakieś pół
godziny, a oni traktowali mnie jak swojego. To cieszyło mnie nawet
bardziej niż moment w którym dowiedziałem się że zdałem prawo
jazdy.
- Daj mu spokój dziewczyno,
przecież widzisz że mu dobrze... - powiedział Liam, szczerząc
zęby.
- No właśnie...! Widzisz, Niall mu
dobrze robi – rzucił jadowicie Louis.
- Nic mu nie robię! - wrzasnął
blondyn.
- Yhm, yhm... - zamruczał Zayn –
jak zawsze. Ty nigdy nic nie robisz.
Niall oburzył się i miał zamiar
walnąć Malika w twarz, ale nie starczyło mu ręki i zwalił się z
fotela. Spod wielkich siedzeń wystawały mu tylko nogi. Spojrzałem
na Agatę. Była dziwnie oschła i zimna. Ceniłem ją za jej
profesjonalizm. Ale dziwiłem jej się w tej chwili. Tak czekała na
ten moment. Inaczej to wszystko sobie wyobrażałem. Harry dziwnie
milczał, wciąż wbijając wzrok w iPhone'a.
- Widzisz? Ogarnij się i przestań
udawać – powiedziałem do Agaty po polsku, za chwilę znowu
przechodząc na angielski – przepraszam chłopaki, ale tego się
nie dało powiedzieć po angielsku.
- A o co chodziło? - zainteresował
się Tomlinson, unosząc lewą brew.
- Nie ważne, serio –
odpowiedziałem szczerząc się w szerokim uśmiechu.
Chyba trafiłem w czuły punkt. Aga
wyraźnie poczuła się urażona. Usiadła na fotelu, założyła
nogę na nogę i otwierając notes utkwiła pytające spojrzenie w
Maliku. Znałem ten numer. Zaraz zacznie się wywiad. Poprosiłem
Nialla żeby zabrał nogi z moich kolan, bo czas się brać do pracy.
- Jakiej pracy?
- No... wiecie. My tu pracujemy.
Możemy zrobić parę zdjęć? - zapytałem, sięgając po aparat i
machając nim w powietrzu.
- Teraz? O nie, mam kiepskie
włosy...! - zaprotestował Zayn.
- Daj spokój, bywało gorzej –
powiedział na to Harry, odzywając się pierwszy raz od dłuższego
czasu. Agata spojrzała na niego dziwnie. Coś tu się działo. Nie
wiedziałem wtedy co.
- Dobra. Zdjęcia mogą być. Ale
robimy sobie je wszyscy, razem, albo coś. Dawaj aparat –
powiedział stanowczo Lou, wydzierając mi pięćsetkę z ręki.
Jęknąłem w duchu. Jeśli coś się z nią stanie, naczelny mnie
powiesi. Po czym natychmiast zrobiłem wielkie oczy, bo Lou
wycelował aparat we mnie i zrobił zdjęcie.
- Pokaż mi to, czekaj, co ty
robisz... - zaprotestowałem, wyciągając rękę po urządzenie.
- Bardzo ładne stopy, Niall –
powiedział Lou, przyglądając się zdjęciu.
- Co?! - wymamrotał blondyn z
ustami pełnymi czipsów.
Zażądałem demonstracji. Cóż.
Zdjęcie było nawet dobre, tylko dlaczego przedstawiało moją twarz
między stopami Nialla? Nie spodobał mi się ten fakt. Odważyłem
się o tym powiedzieć, co poskutkowało kilkunastoma następnymi
zdjęciami przedstawiającymi mnie i nogi Nialla.
Agata siedziała obok, wciąż z
notesem i zimnym, zawodowym spojrzeniem i przypatrywała się naszym
idiotycznym zachowaniom.
Ja osobiście bardzo dawno nie czułem
się tak jak teraz. Od dwóch lat zajmowałem się tylko i wyłącznie
pracą. Brakowało mi wygłupiania się z przyjaciółmi, dla których
nie miałem po prostu czasu. Teraz, kiedy w końcu udało mi się
rozluźnić i zapomnieć o natłoku obowiązków i pracy, obok
siedziała Agata i tępiła mnie spojrzeniem. Wiedziałem że jest na
mnie zła, ale nie potrafiłem zrozumieć dlaczego. Przecież dobry
reportaż polega na tym, żeby przedstawić wszystko jak najbardziej
od środka. A bardziej w środku być, niż byłem teraz, chyba się
nie da. Czułem się jak jeden z chłopaków. Byli wszyscy
niesamowicie otwarci, mili i serdeczni. Niall zrobił sobie ze mnie
podnóżek. Lou wciąż targał mi włosy. Liam wciskał mi czekoladę
a Zayn dopytywał się cały czas, czego używam do włosów. Tylko
Harry był dziwnie milczący i zdawał się odstawać od reszty.
Postanowiłem o to zapytać jak będę miał okazję porozmawiać z
nim sam na sam. O ile taka sytuacja będzie kiedykolwiek miała
miejsce. Moje filozoficzne przemyślenia przerwała stewardessa
Stacey, która pojawiła się w przejściu między kabinami, pchając
przed sobą wózek z napojami. Niall zerwał się z miejsca i porwał
dwie puszki coli. Wrócił i rozsiadł się zadowolony, podtykając
Liamowi pod nos dłoń zaciśniętą w pięść. Spojrzałem
zaciekawiony. Blondyn otworzył dłoń na której leżała mała,
plastikowa łyżka. Zacząłem śmiać się jak idiota, a Liam kręcąc
nosem odsunął się od dłoni Nialla. A więc to prawda, on się
naprawdę boi łyżek. Lou wciąż wojował z moim aparatem. Dobrze
że wziąłem tą dużą kartę pamięci, inaczej byłoby po zabawie.
Agata była już wyraźnie poirytowana.
- Możemy chwilę porozmawiać? -
spytała po polsku.
- Ee... no tak, mów.
- Nie tutaj. Chodź na korytarz.
Przeprosiłem chłopaków i zrzuciłem
z siebie Zayna, który znowu zasnął śliniąc mi rękaw. Wyszliśmy
na mały korytarzyk Boeninga.
- Możesz mi wytłumaczyć, co ty
wyprawiasz?
Spojrzałem na nią wzrokiem pełnym
szczerego niezrozumienia.
- Jezu, o co ci chodzi, na litość
boską? Nie widzisz jacy oni są w porządku? Zaufali nam, od razu.
Spodziewali się jakichś starych zgredów, tak powiedział Horan. A
okazało się że to my. Zaufali nam – powtórzyłem z naciskiem.
- Tobie zaufali.
A więc o to chodzi Agacie...
- Dziwisz mi się? To ty zachowujesz
się jak wielka pisarka. Wyluzuj się dziewczyno, ogarnij. Po co
udajesz? I to przed nimi? Jak chcesz zrobić dobry materiał będąc
tak obojętną? Przecież wiesz że ten materiał będzie inny niż
każdy który do tej pory robiliśmy.
Agata spojrzała na mnie wzrokiem
pełnym złości.
- Nie. To jest jak wszystko inne.
Tylko ty sobie za dużo pozwalasz Artur.
- Słucham?
- Przesadzasz.
Zdenerwowałem się. Nigdy nie
podzieliła nas praca. Ale zanosiło się że ten moment właśnie
nadchodził. Nie chciałem się z nią kłócić. Ale w obecnej
sytuacji nie pozostało mi nic innego.
- Rozłam? - spytałem zupełnie
poważnie.
W tym momencie zza zasłony w małe
samoloty wyłoniła się głowa Louisa.
- Chcecie coś jeść? Bo przyszła
dziewczyna i się pyta.
- Nie, dziękuję – rzuciła sucho
Agata.
- Mi coś weź, obojętnie co –
powiedziałem, wpychając twarz Lou z powrotem za zasłonę.
Usłyszałem rechot.
- To co...? Rozłam? - zapytałem
ponownie.
Rozłam oznaczał dwa osobne materiały.
Każdy robił swój. Potem naczelny dostawał dwa i miał zdecydować
który pojawi się w wydaniu. Do tej pory w czasie mojej współpracy
z Agatą tylko raz zdarzył się rozłam. Raz na dwa lata. Ona
wygrała, co puściłem mimo woli. Tym razem zapowiadało się
zupełnie inaczej.Wiesz że to będzie wojna...Tak. Sama tego chcesz. Powodzenia
– powiedziałem smutno i wróciłem za zasłonę. Agata weszła za
mną i od razu dosiadła się do Jacka, agenta. Wycelowała w niego
zabójcze spojrzenie oprawione w czarne okulary i zaczęła pytać.
Ja z kolei udałem się prosto do chłopaków, gdzie czekała na
mnie wielka porcja smażonego kurczaka.
- Słuchajcie... - zacząłem,
przeżuwając martwą kurę – mamy problem.
- Co? - wybulgotał Liam, obżerając
się hamburgerem.
- Agata... znaczy, ta moja
koleżanka... zdecydowaliśmy, że będziemy pracować nad
materiałem o was osobno. Nie wiem czy wam to przeszkadza...
- Jak tak chcecie, to nie ma
problemu – żąchnął się Niall, wydłubując sobie coś z
zębów.
- Ok...
Odwróciłem się w stronę, z której
dobiegła odpowiedź. Harry siedział w zapiętym pod nos golfie, tak
że wystawały mu tylko oczy. Coś wyraźnie się z nim działo.
Zjedliśmy obiad do końca, naczynia
zniknęły. Kiedy Stacey zabierała naczynia z moich kolan, rzuciłem
jej złośliwe spojrzenie i pokręciłem głową. Nie zapomnę jej
tych dwustu funtów. Uśmiechnęła się i wyszła z kabiny.
Ziewnąłem.
- Oho, ktoś tu jest śpiący... -
wyszczerzył się do mnie Malik, który chwilowo się obudził.
- Nie, nie jestem – zaprzeczyłem,
znowu ziewając. Cholera, teraz to mi nie uwierzą.
- Jesteś. Idź spać. Twoja
koleżanka nieźle się wzięła do pracy widzę...
Odwróciłem się. Agata wciąż
męczyła Jacka, po którym widać było że ma jej dość. Znałem
jej metody pracy. Zawsze robiła świetny materiał, ale ludzie
których przesłuchiwała, często dostawali białej gorączki przez
jej pytania.
- Przypominam że pracujemy osobno.
Zaraz pójdę, daj mi na chwilę aparat Lou – poprosiłem.
Dostałem do ręki canona i włączyłem
podgląd zdjęć. Ustawiłem wszystko na automat, dzięki temu miałem
pewność że większość z nich wyjdzie dobrze. I nie pomyliłem
się. Zdjęcia były świetne. Nie tylko ze względów zawodowych.
Byłem tam ja z nogami Nialla na głowie. Był tam Lou gryzący Liama
w ucho i kawałek moich pleców. Była tam głowa Zayna a za nią
Agata miażdżąca mnie wzrokiem. Był tam Lou siedzący mi na
twarzy. Niall z twarzą pełną jabłka. Smutny Harry wpatrujący się
w okno. To zdjęcie wykorzystam na pewno. Część zdjęć była tak
idiotyczna, że można było umrzeć ze śmiechu patrząc na nie.
Obiecałem sobie, że większość wydrukuję i powieszę u siebie na
ścianie.
Niesamowite było to, że znałem ich
kilka godzin. A czułem że jestem wśród przyjaciół. Do pełni
szczęścia brakowało mi tylko Agaty. Rozejrzałem się po kabinie,
szukając jej wzrokiem. Siedziała na swoim miejscu i przepisywała
notatki do komputera. No tak. Ona pracuje, a ja? Ja wydurniałem się
z nowymi przyjaciółmi, żarłem kurczaka i biłem się poduszkami.
Ale miałem zdjęcia. Gdybym miał wybór, żadne z nich nie trafiło
by do redakcji, wszystkie zostawiłbym dla siebie. Nie miałem
sumienia wykorzystywać zaufania chłopaków tylko po to żeby
zarobić pieniądze. Gdybym mógł sobie na to pozwolić,
zadzwoniłbym do naczelnego i powiedział że rezygnuję, że całość
przejmuje Agata. Ale pensja dziennikarza nie pozwalała mi na
trzymiesięczne wakacje w USA. Musiałem korzystać z tego co miałem.
Wciąż przeglądałem zdjęcia. Było
ich prawie tysiąc czterysta. Nie usunąłem ani jednego. Wsadziłem
kartę pamięci do torby, a na jej miejsce włożyłem nową.
Zorientowałem się, że chłopaki, wykończeni szaleństwem, pospali
się jak dzieci. Tylko Harry wciąż siedział w jednej pozycji,
wpatrując się z horyzont za oknem. Poczułem jakiś taki niepokój,
zastanawiając się co z nim się dzieje. Obróciłem się przez
ramię, Agata wciąż zajęta była waleniem w klawiaturę i
pisaniem. Wstałem, przysiadłem się do Harry'ego. Spojrzał na mnie
i znów odwrócił się do okna.
- Stary... - zacząłem cicho –
nie wiem czy powinienem, nie wiem czy w ogóle jestem tu dobrą
osobą... Ale coś się dzieje?
Chłopak potrząsnął głową,
odgarniając burzę loków z czoła. Odważyłem się spojrzeć w
cholernie zielone oczy. Zobaczyłem tam smutek i jakieś takie
rozżalenie. Nigdy nie zapomnę tego spojrzenia.
Milczał, przypatrując się mi.
Nie bardzo wiedziałem co mam dalej
mówić, więc siedziałem tam jak ostatni matoł i wpatrywałem się
w oparcie fotela przede mną. Nie było w żadnym stopniu zajmujące,
ale wciąż się w nie wgapiałem. Liczyłem na to że Harry odezwie
się pierwszy. Zaczynałem powoli przysypiać. Wygodne siedzenia
pierwszej klasy wcale nie wpływały dobrze na trzeźwość umysłu.
Każdy by zasnął.
Zamknąłem oczy, kiedy usłyszałem
pociągnięcie nosem. Spojrzałem w lewo i zauważyłem że chłopak
ociera oczy rękawem jasnego swetra. No nie, no tego to już było za
wiele. Jeszcze tylko brakowało, żeby w pierwszym dniu naszej
znajomości któryś z nich mi się rozpłakał. Spojrzałem szybko
przez ramię na Agatę, której na szczęście nie było w zasięgu
wzroku. Ta harpia pewnie od razu rzuciła by się na Harry'ego z
notesem i długopisem, męcząc go pytaniami. Ja normalnie pewnie
zrobiłbym tak samo, ale ogromna sympatia jaką poczułem do tych
chłopaków całkowicie wykluczała ciągnięcie kogokolwiek za
język, zwłaszcza w takiej sytuacji jak teraz.
- Harry, co jest? Nie płacz, nie
warto. Mów o co chodzi. Obiecuje że to nie jest związane z moją
pracą... - na dowód moich słów odłożyłem aparat obok i
złożyłem ręce na kolanach.
Chłopak spojrzał na mnie, niemrawo
się uśmiechnął kiwając głową. To jeden z tych uśmiechów w
stylu „nie martw się, będzie dobrze”. Nie lubiłem takich
uśmiechów. Czułem się zbywany i miałem wrażenie, że on
oszukuje sam siebie.
- Nie nic. Zupełnie nic –
powiedział, uśmiechając się znowu i pociągając nosem.
Spojrzałem dziwnie, bo nie wydawało
mi się żeby to było „nic”. Ale nie drążyłem tematu.
Kontynuowałem wgapianie się w oparcie fotela przede mną. Wkrótce
usłyszałem chrapanie. Zasnął.
Piątek,
11:20. O'Hare International Airport,
Chicago.
Wytoczyliśmy
się z samolotu, powłócząc nogami i potykając się o własne
buty. Nigdy więcej nie mam zamiaru lecieć takim lotem. To
zdecydowanie zbyt długo. Jeszcze bez międzylądowania. Chryste...
nie czułem pleców, nie czułem tyłka, nie czułem karku. Wyszliśmy
z rękawa, za sobą słyszałem Agatę która strzelała pytaniami w
Zayna. Mamrotał coś niezrozumiałego pod nosem.
Rozmawiając
sobie w najlepsze z Niallem, minęliśmy bramki przy wejściu na halę
przylotów. To co wydarzyło się sekundę później, przeszło moje
najśmielsze oczekiwania.
Potężny
ryk, pisk, huk i dźwięk trąb jerychońskich prawie zwalił mnie z
nóg, aż zatrzymałem się i mrugnąłem oczami. Tak. Tego się nie
spodziewałem. Setki dziewczyn tłoczyło się w hali przylotów, z
transparentami, plakatami, płytami i całym innym osprzętem
związanym z One Direction. Ogłuszony hałasem wrzasnąłem do
Nialla, żeby mnie trzymał bo oszaleję. Dostałem po oczach setkami
lamp błyskowych a lampki autofocusa kamer wideo wycelowane w nas
wyglądały jak punkty celowników laserowych na broni
antyterrorystów. Postanowiłem wyciągnąć aparat i całe to
zbiegowisko sfotografować. Strzelałem aparatem na prawo i lewo,
próbując uchwycić jak najwięcej. Poczułem że ktoś łapie mnie
za rękę i odciąga na bok. I dobrze się stało, bo w miejscu w
którym stałem przed chwilą zmaterializowała się jakaś
dziewczyna, piszcząc tak że mało nie zaczęły krwawić mi uszy.
Naszła mnie ochota wyrwać jej gardło. Ale niestety, nie zdążyłem
tego zrobić bo wielki facet w garniturze zagrodził jej drogę,
oddzielając ją od zespołu. I ode mnie.
Odbiła
się od niego jak piłka i runęła na podłogę. Byłem w swoim
żywiole. Migawka aparatu pstrykała jak oszalała, kiedy pod
ramieniem ochroniarza robiłem zdjęcia leżącej dziewczynie. Tłum
napierał a jeden ochroniarz przestawał dawać sobie radę.
Postanowiłem się na coś przydać. Przewiesiłem aparat przez ramię
i zasłaniając sobą Harry'ego odepchnąłem dwie grube Amerykanki,
zamierzające chyba nas stratować swoimi cielskami. Przez myśl
przebiegło mi tylko pytanie, co one muszą jeść że są tak grube.
Zaraz potem poczułem że pasek mojego aparatu wbija mi się w ramię.
Odwróciłem się i zobaczyłem że wisi na nim jakaś dziewczyna.
Pojawiły
się posiłki. Czterech facetów wielkich jak Mount Everest, wszyscy
ubrani w identyczne czarne garnitury i ciemne okulary odcięli nas od
lawiny fanów. Poczułem się jak pędzone bydło. Szybko
wyprowadzili nas wszystkich z budynku lotniska i wpakowali do
wielkiego amerykańskiego busa, który stał już przed wejściem.
Rozejrzałem się wokół, szukając Agaty. Ochroniarz popędzał ją
przed sobą, a każdy włos sterczał jej w inną stronę. Wyglądała
na głęboko zszokowaną.
Klapnąłem
na siedzenie obite podróbą skóry i dostałem po głowie
wskakującym do auta Louisem
- Chryste, co to było?! - zapytałem
przerażony. - To tak zawsze?
Lou
spojrzał na mnie i jakby nigdy nic powiedział, że to wszystko było
jeszcze nic. Przeraziłem się bardziej na myśl o tym co mnie czeka
przez najbliższe miesiące. Skoro to, co przed chwilą cudem
przeżyłem, było niczym, to ja wolę nie wiedzieć co będzie
dalej.
Ochroniarz
wepchnął Agatę do auta, zatrzasnął drzwi i samochód ruszył.
Momentalnie otoczył nas szpaler fanek. Piszczały, darły się w
niebogłosy, a ja zadowolony z siebie, strzelałem zdjęcia przez
okno. Dobrze że go nie otworzyłem, bo by na pewno nas wydłubały z
tego samochodu.
Spojrzałem
na chłopaków. Wydawali się wcale tym wszystkim nie przejmować a Zayn spał. Znowu. Pomyślałem, że to najbardziej idiotyczne co mogło być.
Pisał Leo.
Hejka blog mi sei bardzo podoba. Moge być dziewczyną Hazzy albo Nial'a Angelą?Będe wdzięczna!
OdpowiedzUsuńNie piszemy na zamówienie ;) Jeśli wygrasz nasz konkurs, o którym mowa jest na naszej fejsbukowej stronie, napiszemy.
UsuńWasze opowiadanie zupełnie różni się od innych.Jest niezwykłe, kocham je czytać. Obiecuje odwiedzać was codziennie, czekając na nowe rozdziały. Życzę powodzenia i dziękuje za dotychczasowe rozdziały. ;)
OdpowiedzUsuńopowiadanie jest wyjątkowe, bo jest inne niż wszystkie, z miłą chęcią tu jeszcze zajrze:) x
OdpowiedzUsuńZgadzam się z przedmówcami, ciekawa jestem co dalej, czekam na następny ;)
OdpowiedzUsuń