Kolejne opowiadanie, które piszę. Na razie wrzucam pierwszą część, nie wiem kiedy będzie kolejna, bo mam tyle planów co do wydarzeń tutaj, że sam się w nich gubię i muszę je jakoś uporządkować.
Enjoy!
Zamknąłem drzwi za sobą i włączyłem
światło. Rozejrzałem się po mieszkaniu, w którym nie było
absolutnie nic nowego, ale i tak przyglądałem się mu za każdym
razem z taką samą uwagą. Do tej pory nie potrafię stwierdzić,
czego tam szukałem. Liczyłem na cud? Albo jakąś inną boską
ingerencję? Nie mam zielonego pojęcia, do tej pory czasami się nad
tym zastanawiam, i szczerze mówiąc, nic mądrego nie przychodzi mi
do głowy.
Rzuciłem torbę na kanapę i zdjąłem
kurtkę, mocząc wszystko wokół topniejącymi płatkami śniegu.
Nie było śnieżycy, ale sypał gęsty śnieg, który skutecznie
oblepiał wszystko, co nawinęło się na jego tor lotu. Oblepił
więc i mnie, przez ten krótki odcinek z parkingu do domu.
W okolicy moich kolan rozległo się
szczeknięcie. Spojrzałem w dół i mój wzrok napotkał wzrok
mojego berneńczyka, Hadesa. Imię było zupełnym przeciwieństwem
jego charakteru. Najweselszy pies jakiego w życiu widziałem, zero
agresji do kogokolwiek, za to wielkie oddanie i miłość. Kucnąłem
i dostałem mokrym jęzorem po twarzy. Podrapałem Hadesa za uchem,
zamachał ogonem i ułożył się w swoim kącie na ulubionym kocu.
Pomachał ogonem jeszcze raz i położył łeb między przednimi
łapami. Zaraz zaśnie. Zawsze tak było.
Wstałem i poczułem jak coś strzeliło
mi w kręgosłupie.
„Nigdy więcej koni....”
Podrapałem się po plecach i wszedłem
do kuchni. Zrobiłem sobie wielki kubek kawy, wyciągnąłem z szafki
popielniczkę i z takim zestawem usiadłem na niskim stoliku w dużym
pokoju, na którym stał laptop. Otworzyłem komputer i czekając, aż
się włączy, zanurzyłem usta w kawie. Oczywiście poparzyłem się
i kolejne dwie, trzy minuty spędziłem z otwartą paszczą, czekając
aż wargi przestaną mnie piec. Zapaliłem papierosa i oddałem się
rozrywce, jaką było czytanie wiadomości w Internecie.
Czytałem akurat jakiś kretyński
artykuł o wpływie samochodów z napędem na cztery koła na klimat
Ziemi i to, jak niedługo spaliny uduszą nas jak kaczki w
brytfannach, kiedy usłyszałem dźwięk wsuwania klucza w zamek w
drzwiach. Normalnie pewnie bym nie zauważył, ale Hades podniósł
łeb i szczeknął tak potężnie, że aż się przestraszyłem.
Kochane psisko, z nim nie zginę.
Spojrzałem w stronę korytarza,
zastanawiając się kogo znowu niesie i komu ja dałem ostatnio
klucze. Usłyszałem rozpinanie zamka i stawianie czegoś na podłogę.
- Cholera jasna!
Dobiegło mnie z korytarza. Poznałem
ten głos, należał do mojej siostry, Katie. Przypomniało mi się
że ona miała klucze, pilnowała i wyprowadzała Hadesa kiedy
wyjeżdżałem. Nie wiem co bym zrobił, gdyby jej nie było.
Berneńczyk padłby z tęsknoty.
- Przekleństwo zapewne było
spowodowane tym, że Katie, jak to miała w zwyczaju, zawsze coś
zrzucała albo się przewracała lub waliła w coś głową. Tym
razem było tak samo. Weszła do salonu, trzymając się za czoło i
mamrocząc coś pod nosem.
- W co przyrżnęłaś?
- W ten twój idiotyczny wieszak!
Kto to widział, żeby takie żelastwo wystawało na pół metra ze
ściany...
Podeszła do mnie, pocałowała mnie w
policzek i poszła do kuchni. Hades, machając ogonem, podreptał za
nią. Wróciłem do lektury artykułu.
Grzebała w lodówce, kiedy usłyszałem
dość niepokojący dźwięk. Taki dźwięk mógł oznaczać tylko
jedno. Podniosłem głowę akurat w momencie, kiedy wyjąwszy mleko,
zamykała chłodziarkę. Łza spływała jej po policzku. Oho.
- Co jest grane?
- Katie spojrzała na mnie
przestraszonymi oczami. Jasne było że coś się dzieje, teraz
pytanie, co takiego i dlaczego ona ryczy. Znaczy, nie ryczała. Na
razie tylko kapało jej z oczu, ale znałem swoją siostrę i
wiedziałem że to tylko mały deszczyk przed burzą. Kat
potrząsnęła głową przecząco wlewając sobie mleko do kawy.
Ręce jej się trzęsły. Kilka kropel mleka wylądowało na blacie.
Podrapałem się po policzku, wyciągając papierosa z paczki.
- Mała, mów co się dzieje i się
uspokój, bo zaraz to całe mleko będzie na podłodze... Chodź tu,
siadaj, ja ci tą kawę przyniosę.
Wsadziłem papierosa do ust i mijając
ją, poczułem zapach męskich perfum, jakiś dziwnie znajomy.
Zastanawiające. Złapałem kubek z kawą i postawiłem przed Katie,
która siedziała już na kanapie i dziwny wzrokiem wpatrywała się
w Hadesa, który rozwalił się na środku dywanu i spał w
najlepsze.
- Boję się.
Aż mnie przystopowało. Czego ona się
może bać? Usiadłem na podłodze, kładąc rękę na brzuchu
Hadesa. Pies podniósł łeb na moment, po czym układając się
wygodniej zaczął chrapać. Psy mogą mieć krzywe przegrody? Spojrzałem na siostrę tak
świdrującym wzrokiem, że chyba bardziej się nie dało. Jeśli
ona nie powie mi tego, co chcę usłyszeć, to nie powie nikomu. A
wtedy przechlapane.
- Czego ty się boisz? Co się
stało?
Odpowiedziało mi milczenie.
Przeciągało się z każdą minutą, coraz bardziej i bardziej. Nie
wiem ile czasu spędziłem, wpatrując się w nią ze znakami
zapytania w oczach. Kawa zaczynała działać i poczułem, że muszę
iść do łazienki bo w innym wypadku będę miał mokre spodnie.
Podniosłem się, powiedziałem że zaraz wrócę i poszedłem do
łazienki.
- Harry ma raka.
Zatrzymałem się z ręką wyciągniętą
w stronę klamki. Odwróciłem się na pięcie i wlepiłem w siostrę
pytające spojrzenie.
- Co ma?
- Raka. – powiedziała, patrząc
pusto w przestrzeń. Pociągnęła nosem.
Nagle odechciało mi się tego, co mi
się chciało. Wróciłem do pokoju i usiadłem na podłodze, łapiąc
dziewczynę za ręce. Spojrzałem jej w oczy. Nie żartowała na
pewno, zbyt wiele bólu było w jej oczach. Mnie nie oszuka.
- Ale jak to? Mów po kolei. I
spokojnie.
Katie znowu pociągnęła nosem i
napiła się kawy. To, co za chwilę miałem usłyszeć, nigdy nie
przyszłoby mi do głowy.
- Nie będziesz zły?
- Nie, nie będę.
- Na pewno?
Ochoczo potwierdziłem.
- Nie złość się... ale ja już
dawno o tym wiem. Nie chciałam ci nic mówić, bo nie chciałam
żebyś zawalił sobie życie, wiem jakbyś zareagował na to
wszystko. Od razu byś rzucił całe swoje życie w kąt i chciał
nam pomagać. Znam cie i wiem co potrafisz. Dlatego ci nie mówiłam.
Zdenerwowałem się.
- Jak to? Wiesz? Ile? Co!? -
spytałem, niezbyt inteligentnie.
- Pół roku...
Szlag mnie trafił. Postanowiłem
okazać swoje święte oburzenie. Złapałem papierosa i zapaliłem.
Katie skarciła mnie wzrokiem. Nigdy nie lubiła tego, że palę.
- I nie raczyłaś mi absolutnie nic
powiedzieć? I skoro tyle czasu wiesz, to czemu teraz płaczesz?
- Bo byliśmy u lekarza. Pogorszyło
się.
- I...?
- Dwa miesiące.
- Co dwa miesiące?!
I wtedy zrozumiałem, o czym ona mówi.
Boże kochany.
Nie wiedziałem co powiedzieć. Nigdy,
przez całe dwadzieścia dwa lata życia, nie wiedziałem co się
mówi w takich momentach. Co, że będzie dobrze? Nie będzie i
wszyscy dobrze o tym wiemy. Ale wszyscy zawsze to powtarzają.
Chryste, co to za idiotyczny sposób pocieszania.
W tym momencie powinienem coś
wyjaśnić. Moja siostra od roku była związana z Harrym, jednym z
wokalistów One Direction, jakoś tak jej się udało. W sumie ja
też na tym zyskałem. Mianowicie pięciu niesamowitych przyjaciół.
Nie wiem, czy jednak nie pasuje tutaj lepiej określenie „braci”.
Katie była zakochana w Harrym po uszy, i z tego co widziałem, ze
wzajemnością. Ponieważ nasi rodzice kilkanaście
lat temu zginęli w wypadku samochodowym, ja mieszkałem z Hadesem,
a Katie mieszkała u Harrego, dzięki ogromnej sympatii jaką
darzyła ją matka chłopaka. Nie będę tutaj opowiadał całej
historii ich związku, bo to nie ma sensu.
- I... i... - jąkałem się, chcąc
coś powiedzieć, ale nie wiedziałem co.
Katie pociągnęła nosem po raz
kolejny, ścisnęła moje dłonie i wybuchnęła płaczem. To było
do przewidzenia. Nic innego mi nie zostało, jak tylko przeczekać
ulewę. Może nie było to do końca grzeczne i w dobrym guście,
ale wstałem i poszedłem do kuchni, rzucając w siostrę
chusteczkami higienicznymi. Wróciłem do robienia kolejnej kawy,
kiedy Hades, wyraźnie oburzony samotnością, oparł się przednimi
łapami o blat szafki i z zawziętością próbował wsadzić pysk
do mojego kubka, w który zdążyłem nasypać kawy.
- Bierz tą mordę, gdzie mi z
nosem...! - skarciłem psa.
Usiadł na podłodze i przypatrywał
mi się z zainteresowaniem. Rzuciłem mu chrupka, leżącego na
półce.
- Masz, żryj i daj mi spokój.
Pies zamachał radośnie ogonem,
złapał przysmak w zęby i wrócił na swoje miejsce. Ja z kolei zalałem sobie kawę i
wciąż słysząc szloch Katie, oparłem się o lodówkę i
zastanawiałem się, co mogę zrobić żebym im pomóc. Nic nie
wymyśliłem. Bo co można zrobić w takiej sytuacji? Absolutnie
nic.
- Mogę tu spać? - odezwała się
Katie zachrypniętym głosem.
- Tu? A czemu?
- Proszę...
Oczywiście zgodziłem się, przecież
nie wyrzucę swojej siostry z domu. Zwłaszcza że Hades za nią
wprost przepadał. Katie poszła się wykąpać i zniknęła w moim
pokoju. Ja w tym czasie opracowywałem plan. I opracowałem. Ubrałem się, założyłem Hadesowi
obrożę i wyszedłem z nim na dwór. Ale zamiast do parku,
zapakowaliśmy się do samochodu i powoli odjechałem z parkingu.
Hades sapał mi nad uchem, kiedy jechałem wiejską drogą.
Stałem w drzwiach domu Harrego.
Miałem szczęście, że akurat byli w Anglii i nie mieli dzisiaj
ani koncertu, ani podpisywania płyt, ani wywiadu, ani sesji...
Wymieniać można by w nieskończoność, wciąż i wciąż. Nie
miałem zamiaru rozmawiać z nim w progu. Nie czekałem więc, aż
łaskawie pozwoli mi wejść do środka. Wszedłem bez pytania,
nawet nie patrząc mu w oczy. Po pierwsze, nie chciałem bo byłem
zły. Po drugie, nie wiem czy wytrzymałbym to spojrzenie. Cmoknąłem
na Hadesa, który wbiegając do mieszkania potrącił Harrego, który
zachwiał się i złapał się drzwi. Cóż. Hades na pewno nie był
małym pieskiem.
W salonie rzuciła mi się w oczy
sukienka Katie, przerzucona przez oparcie fotela. Ta mała syfiara
miała w zwyczaju zostawiać ubrania wszędzie, gdzie się dało.
Hades podreptał do kuchni i zaczął obwąchiwać szafkę.
- Morda, chodź tu... - rzuciłem do
psa.
- No przecież jestem! -
zaprotestował Harry, pojawiając się w pokoju. Parsknąłem
śmiechem.
- Nie ty, do psa mówię! Egocentryk
cholerny...
Harry stał, oparty o ścianę.
Rzeczywiście, teraz kiedy przyglądałem mu się z bliska, wyglądał
raczej mizernie. Gdzie ja miałem oczy, nie zauważając nic
wcześniej? Byłem zły sam na siebie. No ludzie drodzy. Rozumiem,
że można nie zauważyć ślimaka na trawniku albo nowej fryzury u
kobiety. Ale to, że ktoś umiera na naszych oczach jest rzeczą,
którą zdecydowanie powinno się zauważać. Ale nie, ja, jak ta
ślepa komenda, nic nie widziałem i żyłem sobie beztrosko.
Pomijając fakt, że moja siostra musiała przeżywać katusze.
- Coś się stało? - spytał
chłopak, poprawiając kręconą grzywkę. Włosy miał matowe i
inne niż zawsze. Rzadsze, bledsze. Że też wcześniej nie
zauważyłem...
Przyjrzałem mu się uważnie, wciąż
próbując unikać jego wzroku. Raz kozie śmierć.
- Masz mi coś do powiedzenia? Coś,
o czym powinienem wiedzieć?
- I tu nastąpiło coś, czego –
szczerze mówiąc – oczekiwałem i spodziewałem się tego. Harry
zmarkotniał a na jego twarzy widać było zmieszanie i lekki
niepokój.
- Nie, dlaczego?
- Na pewno?
- Tak... - powiedział niepewnie.
Podniosło mi się ciśnienie. Ten
bezczelny loczek będzie mi tu kłamał w żywe oczy.
- Dobra, bez owijania w bawełnę.
Ja już wiem, Katie mi powiedziała. Tylko dlaczego musiałem to z
niej siłą wyciągać, dlaczego ty sam nic mi nie powiedziałeś?
Harry w końcu chyba zrozumiał, że
nie ma wyboru. Że stawiam go pod ścianą, spod której już nie ma
ucieczki. Czułem się trochę nie w porządku, atakując go w ten
sposób, ale nie miałem wyjścia.
Usiadł w wielkim, białym fotelu i
wpatrzył się w ścianę przed sobą. Zadowolony z siebie Hades
podszedł do niego i bezczelnie wpakował mu się na kolana.
Zamachał ogonem, kiedy próbował polizać chłopaka po twarzy.
Harry podrapał go za uchem, patrząc wciąż w jeden punkt. Nie
dziwiłem mu się, że nie bardzo wie co powiedzieć, też bym nie
wiedział.
- Nie chciałem żebyś się
denerwował... - wydusił po dłuższej chwili milczenia.
- I jak myślisz, udało ci się?
- Nie wiem...
- No to wiedz, że ci się nie
udało. Co ty sobie wyobrażałeś, co ja teraz mam zrobić? Co mam
powiedzieć? Dlaczego kłamałeś?
Poczułem że znowu go oskarżam i
zastanowiłem się jak dalej przeprowadzić rozmowę, która
zdecydowanie do najłatwiejszych nie należała.
- Wiesz... To nie jest takie proste.
Ale skoro już wiesz, nie możemy tego tak zostawić? Skoro wszystko
wiesz, to wiesz i to że niewiele czasu mi zostało. Nie chcę się
już z nikim kłócić, a na pewno nie z tobą. Wiesz już co i jak,
zostawmy to i żyjmy dalej. Przynajmniej ty żyj... - zakończył
nieco łamiącym się głosem. Zdenerwowałem się do granic
możliwości.
- Nie, cholera, nie będzie tak jak
mówisz. Chcę wiedzieć, dlaczego.
- Nie.
Ta krótka i sensowna odpowiedź zbiła
mnie z tropu i obróciła moje niecne zamiary opieprzenia Harrego w
ruinę. Jak się nad tym głębiej zastanowić, chłopak miał
trochę racji. Nawet więcej niż trochę. Na jego miejscu pewnie
zachowałbym się tak samo.
- I co teraz? Chcesz nas tak po
prostu zostawić, tak? Katie, chłopaków?
- Widać muszę.
Zrobiło mi się nagle bardzo przykro.
Chyba dotarło do mnie co się dzieje, że teraz jest ten moment, w
którym muszę zacząć powoli godzić się z tym co czeka nas
wszystkich za tak krótki czas. Jak można w ogóle pogodzić się z
taką sytuacją? Moim zdaniem się nie da. Przecież to straszne.
Poczułem gdzieś w głębi serca nieprzyjemny ból i zamyśliłem
się.
- Chcesz coś do picia? - spytał,
ni stąd, ni zowąd Harry.
- Eee... no mogę chcieć,
cokolwiek.
Obserwowałem jak chłopak odpycha
wielką, śliniącą się mordę Hadesa i klepiąc go po grzbiecie
wstaje z fotela. Szedł normalnie, jakby nigdy nic, bezczelnie
drapiąc się po tyłku. Stał przed szafką z której wyciągnął
dwa wielkie kubki w renifery. Wsypywał do nich jakąś herbatę,
kiedy nagle zachwiał się i poleciał na lodówkę. Oparł się o
nią plecami, a ręką trzymał się za blat szafki. Zrobiło mi się
gorąco z wrażenia, zerwałem się i pobiegłem do kuchni,
potykając się o Hadesa, który znowu wszystko opacznie zrozumiał
i najwyraźniej miał nadzieję na jakąś dziką zabawę. Czasami
ten pies sprawiał wrażenie idioty.Złapałem Harrego za rękę i
przytrzymałem w pionie.
- Chryste, co ci się stało?
Poprawił włosy i spojrzał na mnie.
Wtedy, zupełnie na to nieprzygotowany, pierwszy raz dzisiaj
spojrzałem mu w oczy i to co tam zobaczyłem, mówiło mi już
wszystko. Często miałem problemy z rozszyfrowaniem ludzkich
spojrzeń, ale tutaj nie miałem wątpliwości. Potężne zmęczenie,
ból i niepokój. To wszystko malowało się w szmaragdowej zieleni
oczu, które tak dobrze znałem. Pomyślałem że niedługo
przestanę je widywać i ścisnęło mnie za gardło. Myślenie o
śmierci nic nie da, trzeba skupić się na tym co jest teraz.
- Nie, nic, spokojnie, często mi
się to zdarza ostatnio.
Trochę się uspokoiłem, ale do
momentu aż chłopak wyszedł z kuchni, nie spuszczałem z niego
wzroku. Aż strach pomyśleć gdyby przewracając się, przywalił w
coś głową. Koniec świata. Zmroziło mnie na tą myśl. Wcisnął
mi w ręce kubek z herbatą. Ponad parującą krawędzią naczynia
przyglądałem mu się ze smutkiem.
- Harry, co teraz będzie? Jak my
sobie bez ciebie poradzimy?
- Nie wiem. Naprawdę nie wiem, i
przepraszam...
- Jezu drogi, za co?!
- Że was zostawiam. Nie chcę.
Szlag mnie trafił. Zrobiło mi się
tak przykro, jak jeszcze nigdy. Poczułem że trzęsą mi się ręce,
więc zapobiegawczo odstawiłem kubek na stół. Harry, który
siedział obok, zrobił to samo, w sumie nie wiem dlaczego. Poczułem
jakąś dziwną siłę w sobie. Złapałem go z ramię i
przyciągnąłem do siebie, przytulając go najczulej jak
potrafiłem. To może się wydawać dziwne, dwóch obejmujących się
facetów. Ale co miałem zrobić w takiej sytuacji? To było jedyne
co przyszło mi do głowy. Na brązowe włosy chłopaka kapnęło
kilka moich łez. Loki dobrze amortyzowały, więc chyba nawet nic
nie poczuł. Hades podszedł do nas i wlazł mi na kolana, opierając
łeb na kolanach Harrego. Dziwny obrazek. Ale w tamtej chwili to
było coś, co uświadomiło mi jak wiele można stracić w jednej
chwili.
Katie siedziała na parapecie, kiedy
najciszej jak potrafiłem, próbowałem wejść do mieszkania. Nawet
pies starał się zachowywać się cicho, co mnie osobiście
zdziwiło. Spojrzałem na nią zaskoczony.
- Gdzie byłeś?
- U Harrego, a co? - odparłem,
zdejmując kurtkę i odpinając psu obrożę.
- Po co?
Ton głosu Katie jasno wskazywał na
to że nie była zadowolona z mojej wizyty u jej chłopaka.
- Porozmawiać. To już nie wolno?
- Wolno. Ale po cholerę tam
pojechałeś?
No przecież powiedziałem, na litość
boską, o co jej chodzi?
- No mówię! Porozmawiać! Chciałem
się z nim zobaczyć. Pogadać. Napić się tej jego malinowej
herbaty. Bo moją całą wypiłaś, chciałbym zauważyć... -
rzuciłem zza psa, bo akurat wycierałem mu łapy.
- I co, porozmawialiście?
No Chryste panie, czy ona jest tępa
czy jaka?
- Nie, wcale – powiedziałem,
wynurzając się zza psa – Uprawialiśmy namiętny i mokry seks w
twojej pościeli.
- Aha.
Zwariowałem. Nic nie wkurza mnie tak
jak odpowiedź „aha”. Nic, naprawdę nic. To jest największy
idiotyzm świata. No ale mniejsza o to.
Postanowiłem nie kontynuować tej
idiotycznej konwersacji, minąłem Kat i poszedłem do siebie. Po
czym natychmiast stamtąd wyszedłem, bo przecież to ona tam miała
spać, o czym powiadomił mnie jej stanik na środku łóżka.
Wróciłem do pokoju, rozsiadłem się wygodnie i włączyłem
telewizor. Hades wyczuł, że czeka go miękka poduszka i
bezceremonialnie wpakował mi się na kolana, pozbawiając mnie
tchu, Wyciągnął się i grzejąc mnie w brzuch, zaczął chrapać.
Ten pies jest niemożliwy...
Uwielbiam wchodzic na twojego bloga i czytac twoje dzieła, które są wspaniałe. Potrafisz oddac każdą emocje każdego bohatera, który występuje w opowiadaniu. Przeczytałam wiele opowiadań, ale twoje jest na prawdę bardzo, a to bardzo dobre ;p. Powinieneś książkę napisac XD. ( jak się zdecydujesz na wydanie jakiejś to mnie po informuj XD ) haha
OdpowiedzUsuńa co do opowiadania co ja mogę powiedziec na prawdę jest świetne i byłam zawiedziona, że rozdział był taki krótki, ale pośmiałam się trochę i zakręciła mi się momentem łezka w oku.
Zauważyłam, że ostatnio twoją specjalnością jest uśmiercanie bohaterów, nie ładnie tak robic za morderce to jest karalne XD. Mam nadzieje, że jednak zrezygnujesz z ponownego uśmiercania bohatera, a Harry jakimś cudem wyzdrowieje i będzie sielanka, jak ta lala : D.
Ale wiadomo, ze to twoje opowiadanie, więc zrobisz jak będziesz uważał. ; ) Czekam z wielką niecierpliwością, na kolejny zniewalający rozdział pełen emocyj, jak i tych negatywnych, jaki i tych pozytywnych : D Dobra nic konkretnego tutaj nie napisałam, ale co tam :D.
pozdrawiam i życzę dużo weny :D .